Przejdź do treści

Motycz

    Herb gminy Konopnica.

    Motycz

    Powiat: lubelski

    Gmina: Konopnica

    Mapa miejscowości

    Miejscowości – część ekspercka

    W świecie cyfrowym

    Patrz hasło: Konopnica.

    Nazwa – geneza i znaczenie

    W XV i XVI w. spotyka się następujące warianty zapisu nazwy wsi: Mothicz, Moticz, Mothicze, Mothycz [SHGL, 156]. Współczesna forma zaczęła upowszechniać się od pierwszej połowy XVII wieku [Rymut, 2007, 267]. Została urobiona od bliżej nieokreślonego człowieka o imieniu/przezwisku Motyka, który pozostawał w jakiś sposób związany z osadą. Mógł to być np. dawny właściciel osady lub jakakolwiek inna osoba, prawdziwa lub legendarna, która z jakiś przyczyn uchodziła za bardzo ważną dla osady i jej mieszkańców. [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 12]. 

    Przez pewien czas jako osobna wieś funkcjonowała Skubicha – obecnie część Motycza. Zdaniem językoznawców, Skubicha jest nazwą dzierżawczą pochodzącą od nazwy osobowej Skuba [Kosyl, 1974, cz. 2, 367].

     Las Skubiski (fot. Agnieszka Ogonek).

    Oznaczałoby to, że – podobnie jak miało to miejsce w przypadku Motycza – nazwa osady została urobiona od imienia, nazwiska czy przezwiska jakiejś osoby. W spisie mieszkańców Motycza z lat 1750-1751 wymieniony został Paweł Skubicha [Obara, Kupisz, Pękała, 2017, 64]. Niewykluczone więc, że to on lub jego potomkowie dali początek nazwie osady. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Skubicha jako przysiółek Motycza po raz pierwszy pojawia się w źródłach w l. 1781-1782 [AAL, Akta wizytacji 1781-1782, 226-227].

    Przynależność administracyjna

    W okresie średniowiecza i staropolskim Motycz wchodził w skład ziemi lubelskiej. W 1474 r. znalazł się na obszarze utworzonego wówczas województwa lubelskiego. Z chwilą upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów w 1795 r. i przejęcia tych terenów przez Cesarstwo Austriackie Motycz znalazł się na terenie cyrkułu lubelskiego [https://rcin.org.pl/dlibra/publication/7479/edition/481/content].

    W czasach Księstwa Warszawskiego wieś stanowiła samodzielną gminę dominialną wchodzącą w skład powiatu lubelskiego departamentu lubelskiego. Po utworzeniu Królestwa Polskiego zachowała samodzielność gminną, ale weszła w skład obwodu lubelskiego (od 1842 r. powiatu lubelskiego) i  województwa lubelskiego (od 1837 r. guberni lubelskiej). W związku z przeprowadzeniem reformy gminnej w 1864 r. Motycz początkowo zachował swój samodzielny byt gminny (pomimo likwidacji gminy dominialnej). Wiosną 1865 r. Motycz, wszedł w skład gminy Płouszowice [APL, KSWPL, sygn. 21, k. 29v]. Jesienią 1866 r. doszło do kolejnej zmiany przynależności Motycza. Został przyłączony do gminy Tomaszowice [APL, LKSW, sygn. 44, s. 540-541]. Jednak ostatecznie Motycz został włączony do gminy Konopnica w 1871 r., co miało związek z koniecznością reorganizacji granic gminy spowodowanej odebraniem statusu miasta miejscowości Wieniawa [APL, KGubL, sygn. 1006, k. 69v, 114]. W 1933 r. została ogłoszona ustawa o zmianie samorządu terytorialnego. Postanowiono na terenie gmin wprowadzić podział na gromady. Jedną z gromad gminy Konopnica stał się Motycz. W skład gromady weszły: Motycz wieś, kolonia Motycz, Folwark Motycz, wieś Skubicha [LDW 1933, nr 22, s. 399; 1935, nr 30, s. 537]. W czasie okupacji niemieckiej w latach 1939-1944 Motycz wszedł w skład gminy Konopnica powiatu lubelskiego dystryktu lubelskiego [Gemeindeverzeichnis, 153-154]. W 1944 r. przywrócono przedwojenną organizację administracyjną, która przetrwała do 1954 r. Wtedy likwidacji uległa gmina Konopnica. Ciężar władzy spoczął na Gromadzkiej Radzie Narodowej w Motyczu [DUWRN 1954, nr 15, s. 73]. Gromada Motycz przetrwała do 1 stycznia 1962 r. po czym została włączona do gromady Konopnica [DUWRN 1961, nr 11, s. 191]. Od stycznia 1973 r. Motycz znalazł się w reaktywowanej gminie Konopnica [DUWRN 1972, nr 12, s. 177] i pozostaje w niej do dzisiaj.

    Mikrotoponimia

    Współczesne części składowe osady: Motycz Pierwsza Kolonia, Motycz Druga Kolonia, Motycz Wróble, Motycz Góry, Motycz Stara Wieś, Motycz PGR, Gawidzielówka, Skubicha, Podłącza, Motycz Zatorze.

    Obiekty fizjograficzne: wzniesienie Zamkowa Góra tzw. “Bęben”, Las Skubiski, rzeka Motyczka, źródło “Motyczanka”.

    W przeszłości (w drugiej połowie XIX w.) funkcjonowały nazwy miejscowe części gruntów przynależnych do Motycza: Grabina,  Pod Grabiną, Za Mostkową Drogą, Jeleniowa Góra, Rudy, Stare Pustki, Grudniowizna, Wójtowizna, Nowe Kopaniny, Za Budownią Dobruszów, Dobruszów, Pod Rzadkim Gajem, Pod Skubichą, Szerokie Łąki [APR, ZDP, Rząd Gubernialny Lubelski Gr. I, sygn. 1721, k. 293v-295v], Wypusty i Działki (APL, SPL, sygn. 1191, k. 2-3].

    Pradzieje miejscowości. Relikty grodziska.

    W trakcie prowadzonych w roku 1982 systematycznych badań powierzchniowych w ramach AZP odkryto 34 stanowiska, które dostarczyły źródeł krzemiennych (narzędzia, odpadki powstałe z ich formowania lub napraw, także półsurowiec) oraz ceramicznych (ułamki naczyń) będących pozostałościami po różnych formach osadnictwa pradziejowego i wczesnohistorycznego. Na podstawie ilości i rozrzutu zebranych artefaktów wyróżniono ślady osadnicze (1-3 zabytki z bardzo małej powierzchni) bądź bardziej trwałe struktury osadnicze – siedliska (powyżej 3 znalezisk z większego areału). Prawdopodobnie ślady osadnicze występujące w kontekście trwalszych struktur można utożsamiać z różnoraką aktywnością gospodarczą – związaną z myślistwem, zbieractwem, uprawą pól, hodowlą, pasterstwem, gospodarką leśną czy wędrówkami w poszukiwaniu surowców.

    Zebrane źródła ruchome pochodzą z kilku faz osadniczych. Najstarsze materiały pozostawiła społecznoś

    ze środkowego neolitu (m.in. kultura pucharów lejkowatych), kolejne z wczesnej epoki brązu (m.in. kultura trzciniecka), następne z okresu: przedrzymskiego i wpływów rzymskich – brak afiliacji kulturowej. Młodsze fazy zasiedlania datowano na wczesne średniowiecze (m.in. VIII-XII w.) i okres nowożytny (XVII-XVIII w.). Ponadto nie określono chronologii zabytków pozbawionych charakterystycznych cech morfologiczno-technologicznych [NID, AZP obszary 77-80 i 78-80; także Bargieł, Zakościelna 1995, cz. 2, 207-215 – w części określona jako: Motycz (kolonia); Taras 1995, 189].

    Tylko na kilku stanowiskach przeprowadzono prace wykopaliskowe o charakterze weryfikacyjno-sondażowym. Na jednej z badanych osad pradziejowych stwierdzono niezbyt liczne wyroby krzemienne i ceramikę naczyniową z różnych faz neolitu [Kącki 1983; także Bargieł, Zakościelna 1995, cz. 1, 27]. Znacznie bogatsze źródła z zakresu IV oraz II tys. p.n.e. uzyskano na kolejnych stanowiskach w trakcie ratowniczych badań poprzedzających budowę obwodnicy. Rozpoznane w pasie inwestycji osady dostarczyły licznych obiektów gospodarczych, m.in. jam śmietniskowych zawierających pokawałkowane ułamki naczyń ceramicznych, zużyte narzędzia i odpady krzemienne [Jączek i in. 2015; Zawiślak 2014; tenże 2015].

    Ponadto na lessowym cyplu zlokalizowany jest kompleks osadniczy składający się z grodziska i osady (podgrodzia), na którym na początku lat 80. ubiegłego stulecia prace wykopaliskowe prowadziły Stanisława Hoczyk-Siwkowa i Irena Kutyłowska. Badaniami objęto zarówno majdan, jak i fragment wału grodziska zwanego „Bęben” lub „Zamkowa Góra”. Poza warstwą kulturową, odsłonięto pozostałości umocnień wału w postaci konstrukcji skrzyniowej. Ze źródeł ruchomych uzyskano głównie ułamki naczyń glinianych, w mniejszym stopniu przedmioty żelazne (grot do strzały, ciosło, noże) – zabytki datowane na VIII-IX w. Najprawdopodobniej na okres wczesnośredniowieczny należy datować nasyp ziemny, nazywany „kurhanem”, mogący stanowić relikt zewnętrznego wału broniącego dostępu do grodziska od strony wysoczyzny. Obiekt od XVII do XIX w. pełnił funkcję fortalicjum [Gurba 1976, 27; Kutyłowska 1990; Banasiewicz, Gosik-Tytuła 1999, 18; Niedźwiadek 2018, 161-165; także, Atlas].

    W trakcie ratowniczych badań wykopaliskowych związanych z budową obwodnicy Lublina prowadzonych w latach 2013-2014 zlokalizowano osadę neolityczną ludności pasterskiej z przełomu IV/III oraz 1 poł. II tys. p.n.e. Stwierdzono także osadnictwo nowożytne. Poza odkrytymi obiektami gospodarczymi znaleziono również materiał ruchomy zdominowany przez fragmenty ceramiki naczyniowej (ponad 3300 ułamków), w mniejszym stopniu zabytki krzemienne (blisko 400), sporadycznie inne (m.in. ze skał pozakrzemiennych). Uzyskano także wytwory metalowe oraz pokonsumpcyjne kości zwierzęce [Banasiewicz-Szykuła i in. 2015, 26-27]. Na kolejnym stanowisku z trasy budowanej obwodnicy, również badanym w latach 2013-2015 wśród odsłoniętych ponad 70 obiektach, w tym kilku mieszkalnych (?), pozostałe to jamy śmietniskowe zawierające ułamki naczyń i zużyte wytwory krzemienne ludności rolniczej z przełomu IV/III tys. p.n.e., również z okresu wpływów rzymskich [m.in. Banasiewicz-Szykuła i in. 2015, 27-28; tychże 2016, 24-25].

    Ponadto z tego rejonu pochodzi luźno znaleziony makrolityczny nóż krzemienny ludności kultury pucharów lejkowatych [zbiory Muzeum Narodowego w Lublinie; Libera 1982, tabl. II: 5].

    Nóż krzemienny ludności kultury pucharów lejkowatych [Libera 1982, tabl.

    Pierwsza wzmianka o osadzie, prawo lokacyjne

    Pierwsza pisana wzmianka o Motyczu pochodzi z 30 listopada 1317 roku. Książę Władysław Łokietek wystawił wówczas dokument, którego odbiorcami byli rodzeni bracia, panowie Dzierżek (w l. 1325-1332 kanonik krakowski, prebendarz kościoła św. Floriana w Krakowie) i Ostasz (w l. 1326-1340 podstoli krakowski) z Bejsc. Monarcha zezwalał na przeniesienie na prawo niemieckie średzkie posiadanych przez nich 26 imiennie wymienionych wsi. Jedną z tych osad był Motycz. Zgodnie z postanowieniami książęcymi, wsie należące do Dzierżka i Ostasza miały zostać urządzone wedle prawa niemieckiego średzkiego. Jednocześnie uchylono wszystkie ciężary i zwyczaje prawa polskiego, sołtysi uzyskiwali wyłączne prawo sądzenia wszystkich spraw, jakie zachodziły między kmieciami osady, a wszelkie opłaty uiszczane z tytułu sprawowanych sądów miały być w całości pobierane przez dziedziców wsi i sołtysów. Kmiecie i sołtysi nie musieli od tej pory odpowiadać przed urzędnikami książęcymi, tj. wojewodami, kasztelanami, sędziami i podsędkami. W przypadku gdyby mieszkańcy wsi uznali, że sołtysi nie wywiązywali się należycie z powierzonych im obowiązków sądowych, mieli odpowiadać bezpośrednio przed monarchą, pozwani pismem opatrzonym stosowną pieczęcią, ale zgodnie z zasadami prawa niemieckiego [ZDM 4, nr 895]. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że Motycz w momencie uzyskiwania prawa średzkiego był wsią istniejącą już od pewnego czasu. Nigdzie w tekście dyplomu Łokietka nie można odnaleźć jakichkolwiek wskazówek świadczących o tym, że na terenie Motycza miała dopiero powstać osada na tzw. surowym korzeniu. Oznacza to, że wieś powstała w bliżej nieokreślonym momencie przed 1317 rokiem [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 26].

    Stosunki własnościowe

    Z powodu braku wcześniejszych niż XIV-wieczne źródeł pisanych, trudno wypowiadać się o właścicielach wsi w poprzednich stuleciach. Niewykluczone, że przodkowie Ostasza i Dzierżka weszli w posiadanie osad lubelskich, w tym Motycza, drogą nadań książęcych w XIII wieku [Sochacka, 2014, 106]. W XIV i prawie przez całe XV stulecie Motycz należał do rodziny Firlejów, której protoplastami byli wspomniani bracia z Bejsc, pieczętujący się herbem Lewart (lewart to nazwa, za pomocą której określano wówczas lamparta). Kolejni właściciele Motycza wywodzący się z tej familii byli potomkami Ostasza (Dzierżek jako osoba duchowna nie pozostawił po sobie potomstwa). Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza osoby Mikołaja (zm. przed 1 lutego 1451 r.) i jego żony Elżbiety (zm. po 1471 r.). Dzięki ich staraniom miała miejsce znaczna rozbudowa wsi i poszerzenie areału gruntów. Ostatnimi średniowiecznymi właścicielami Motycza byli Zaklikowie herbu Topór [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 31-38].

    Motycz pozostawał w rękach Zaklików w pierwszej połowie XVI w. W okresie, kiedy jego właścicielem był Hieronim Zaklika, lubelskie zgromadzenie brygidek ulokowało na wsi sumę 300 florenów, posiadaną z zapisu testamentowego uczynionego przez Marcina Leszczyńskiego. W zamian dziedzic Motycza zobowiązał się do płacenia co roku czynszu wynoszącego 20 florenów i 24 grosze. [Marczewski, 2002, 175; Wadowski, 1907, 424]. Ostatnim przedstawicielem tego rodu wśród posiadaczy wsi był kasztelan połaniecki Stanisław Zaklika Czyżowski z Czyżowa. 

    W 1564 r. właścicielem wsi był już Mikołaj Koniecpolski herbu Połóg, który otrzymał go w ramach wiana wniesionego przez Katarzynę, córkę Stanisława Zakliki [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 72]. W związku z legatem brygidkowskim na wsi, musiał on również sfinalizować spłacanie 100 florenów, stanowiące element wykupywania trzeciej części legatu. Ponadto miał uiścić zakonowi 83 floreny w ratach po 10 florenów wypłacanych raz do roku w grudniu [Marczewski, 2002, 176]. Następnie wieś odziedziczył Jan Koniecpolski, syn Katarzyny i Mikołaja. Jako że ten zmarł bezpotomnie, nie do końca jasne są okoliczności, w których Motycz wrócił w posiadanie Firlejów herbu Lewart. Niemniej w rejestrze poborowym z 1626 r. jako dziedzic wsi widnieje kasztelan wojnicki i starosta lubelski Mikołaj Firlej, syn wojewody krakowskiego Mikołaja i Elżbiety z Ligęzów [Rejestr 1626, 7]. Po jego śmierci w 1636 r. Motycz odziedziczył Zbigniew Firlej. W 1649 r. wieś przeszła w ręce jego brata Andrzeja, a następnie Mikołaja, syna z małżeństwa Zbigniewa z Anną Wiśniowiecką, siostrą Jeremiego Wiśniowieckiego. 

    W 1663 r. właścicielem Motycza był już Jan Piotrowski, który wszedł w jego posiadanie w konsekwencji niespłaconego przez Firlejów zadłużenia w wysokości 50 tys. zł, wziętych pod zastaw wsi [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 76]. Z rejestru podatkowego z 1674 r. wynika, że Motycz należał już do Łukasza Kochanowskiego herbu Korwin [AGAD, ASK, dz. I, 162, k. 49]. W początku XVIII wieku właścicielem Motycza był Jan Wyżycki herbu Osmoróg. Około 1720 r. wieś przypadła Ewie, córce Jana Wyżyckiego, a także jej mężowi Józefowi Moszyńskiemu herbu Nałęcz. 

    W 1732 r. jako dziedzic Motycza występował Bogusław Pszonka herbu Janina. Posesorem był natomiast jego brat Krzysztof Pszonka, miecznik lubelski [APL, KGL, sygn. 253, k. 290]. Prawdopodobnie jeszcze w latach trzydziestych XVIII w. Motycz nabyły wizytki z Lublina [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 79]. Pozostały one w jego posiadaniu do XIX stulecia. Podobnie jednak, jak i poprzedni właściciele (z wyjątkiem Jana Piotrowskiego oraz Łukasza Kochanowskiego), rzadko bywały w samej wsi. W praktyce miejscowym folwarkiem zarządzali zazwyczaj administratorzy i dzierżawcy, przeważnie pochodzący z drobnej szlachty z województwa lubelskiego. Niemniej Motycz w końcu XVIII w. był największą wsią w parafii konopnickiej.

    Motycz w chwili upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów znajdował się w rękach wizytek. Władze austriackie nie zdecydowały się na przejęcie majątku tej wspólnoty zakonnej. Dzięki temu Motycz w realiach Księstwa Warszawskiego, a następnie Królestwa Polskiego (do 1865 r.), był nadal własnością tego klasztoru żeńskiego  [APR, ZDP Sukcesje Rząd Gubernialny Lubelski, sygn. 14279, s. 383]. Zgodnie z realizacją ukazu carskiego z 2 marca 1864 r. 82 chłopów z Motycza zostało uwłaszczonych. Łącznie w ich ręce trafiło 1800 mórg i 110 prętów ziemi. Właścicielami gruntów stali się chłopi o nazwiskach: Segit, Rozdoba, Obara, Pietrak, Radzik, Jusiak, Staszczak, Nowicki, Szymański, Biuczka, Misztal, Jakubczak, Maj, Tarkowski, Piwowarski, Majczak, Zając, Malik, Kowalczyk, Zawada, Kruszyński, Zawiślak, Żelazo, Wróbel, Kuszniryk, Górnik, Zalewski, Duda, Mącik, Tomasik, Grudzień, Cymerman, Szponer, Szcześniak, Jeleń, Zawierucha [APL, ZTL, sygn. 1825, s. 1-7]. Jednak co do przekazanego areału ziemskiego zgłaszano zastrzeżenia i w 1876 r. dokonano ponownego pomiaru gruntów. Okazało się, że chłopi z Motycza otrzymali 1856 mórg i 12 prętów ziemi [APL, ZTL, sygn. 1825, s. 8a].

    W 1865 r. został przejęty przez rosyjski skarb państwa majątek wizytek (na mocy ukazu z 1864 r.) znajdujący się w Motyczu i okolicach o powierzchni 2194 mórg i 201 prętów (folwark 1539 morgi i 185 prętów; las 655 morgi i 10 prętów; młyn 6 prętów) [APR, ZDP, Izba Skarbowa Lubelska, sygn. 417, k. 145v-146]. Majątek ten został przez rosyjski skarb państwa przeznaczony do sprzedaży. Najpierw w 1876 r. 276 mórg i 40 prętów za 21300 rubli kupił Ajzak Wolf Brodt. Ten ostatni w latach 1877-1882 majątek podzielił na 12 działek i rozsprzedał kolonistom [APR, ZDP, Wydział Leśny, sygn. 1456, k. 1; Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 120]. W 1879 r. na licytację wystawiono kolejne części majątku poklasztornego przejęte przez rosyjski skarb państwa. Grunty (58 mórg i 96 prętów) zostały wtedy nabyte przez mieszkańca Lublina Tytusa Radziejowskiego [APL, Akta notariusza Wiktoryna Juścińskiego w Lublinie, sygn. 14, akt nr 34 z 1880 r.; APR, ZDP, Izba Skarbowa Lubelska, sygn. 469, k. 107, 140-144v]. Największa część majątku o powierzchni 1530 mórg i 114 prętów (w tym 256 mórg lasu) została w październiku 1879 r. sprzedana rosyjskiemu urzędnikowi pochodzenia szwedzkiego wicegubernatorowi łomżyńskiemu Rudolfowi von Buxhoevdenowi. Odkupił on również od T. Radziejowskiego wspomnianą wyżej część dóbr  [APL, HwL, Wykaz nr 3, sygn. 177, passim; APR, ZDP, Izba Skarbowa Lubelska, sygn. 417, k. 222-224, 306-313v, 560-565v]. Niektórzy z  miejscowych chłopów utracili w 1875 r. część swoich areałów na rzecz budowy Kolei Mława-Kowel [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 133]. Największy właściciel w Motyczu Buxhoevden w marcu 1901 r. uzyskał zgodę na sprzedaż części posiadanego areału ziemskiego. Tym sposobem powstały pierwsze dwie Kolonie Motycz (nr 1 i nr 2). Nabywcami gruntów w Kolonii Motycz nr 1 (łącznie 91 dziesięcin i 576 sążni) i Kolonii Motycz nr 2 (28 dziesięcin i 950 prętów) zostało 25 włościan o nazwiskach: Borzym, Kowalczyk, Kuśmierz, Maj, Majczak, Malik, Misztal, Noszczyk, Rejman, Sawicki, Seget, Tomasik, Węgorowski, Zalewski i Zawada. W kwietniu 1909 r. Buxhoevden resztę majątku sprzedał Lubelskiemu Towarzystwu Ziemskiemu. To ostatnie podjęło się dalszej parcelacji między włościan (Kolonia Motycz nr 5 o powierzchni 167 mórg i 296 prętów). Zakupili go chłopi noszący nazwiska: Baran, Bogut, Borecki, Gorecki, Obara, Kamiński, Kowalczyk, Krępa, Krzyżanowski, Kuna, Malik, Marciniak, Mirosław, Misztal, Nakonieczny, Podstawka, Rozwadowski, Sobczak, Stefaniak, Stępień, Szcześniak, Szymanow, Tomaszewski, Wieczerzak, Wrona i Zawada. Największą jednak część majątku w 1910 r. (tzw. Motycz Dwór liczący 362 morgi i 155 prętów) odsprzedało rodzinie Malhomme. Nowi właściciele już w 1912 r. odstąpili Motycz Dwór Towarzystwu Akcyjnemu “Motycz Hodowla Nasion Buraczanych” Zjednoczone Cukrownie K. Buszczyński, M. Łążyński. W 1926 r. działające towarzystwo akcyjne zajmujące się hodowlą nasion buraczanych przyjęło nową nazwę: “Hodowla Nasion Buraków Cukrowych “Motycz” Spółka Akcyjna”. Grunty te znajdowały się w posiadaniu towarzystwa do 1946 r. a następnie zostały upaństwowione zgodnie z dekretem o reformie rolnej z 1944 r. [APL, HwL, Wykaz nr 1, sygn. 1756, passim; sygn. 1758, passim; sygn. 1759, passim; sygn. 1760, passim; sygn. 1761, passim; sygn. 1762, passim; sygn. 1763, passim; sygn. 1764, passim; sygn. 1765, passim; Wykaz nr 3, sygn. 177, passim; Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 122-128, 140]. Ściśle związany z Motyczem był przysiółek Skubicha. Jeszcze przed powstaniem styczniowym w dobrach należących do wizytek lubelskich funkcjonował tutaj folwark.  

    Stosunki etniczne i wyznaniowe

    W okresie średniowiecza na terenie Motycza zamieszkiwała ludność polska. Chronologicznie najwcześniejsza zapiska, zawierająca imiona 3 kmieci z Motycza, tj. Jana, Piotra i Floriana, pochodzi z 1409 roku [Białkowski, 1961, 49].  Z XV wieku mamy też poświadczonych w źródłach m.in.: Jakuba Roznij [AAL, AOfL 3, 52], Macieja Czapkę [KML, nr 1049], Jana Bogutę [AAL, AOfL 4, 67-68v.], Jana Króla [AAL, AOfL 4, 68], Jana Kliessmyt, Grzegorza Maja, Jana Maja, Jana Nosska [AAL, AOfl 5, 26], Macieja Klimkowicza [KSW, nr 250]; Macieja Palissz [KZL, 8, 228v]. W 1535 roku poświadczono Benedykta, kmiecia i “mistrza wieśniaków” z Motycza [KSK, nr 42].

    Pierwsze wiadomości na temat przynależności parafialnej Motycza pochodzą z drugiej połowy XV wieku. Z informacji przekazanych przez Jana Długosza wynika, że wieś należała do parafii lubelskiej, a świątynią parafialną jej mieszkańców był nieistniejący dzisiaj kościół św. Michała Archanioła, zlokalizowany na Starym Mieście [DLB, t. 1, 201; t. 2, 536]. Należy przypuszczać, że związki łączące Motycz z kościołem lubelskim zaistniały znacznie wcześniej, niewykluczone, że tuż po powstaniu tej świątyni, tj. między końcówką XII a początkiem XIII stulecia. Z przełomu XVI i XVII wieku pochodzą informacje o funkcjonującej na terenie wsi kaplicy katolickiej [AKMKr, Acta 1595, 9; AAL, Wizytacja 1603, 781]. Od 1674 r. Motycz wchodził w skład parafii w Konopnicy. Ten stan rzeczy utrzymał się do lat dwudziestych XX wieku. Mieszkańcy Motycza przyczynili się finansowo do budowy kościoła w Konopnicy w latach 1903-1909 [APL, RGL, Referat Wyznaniowy, sygn. 16800, nlb.]. W 1918 r. mieszkańcy Motycza podjęli starania o erygowanie parafii na terenie wsi. W tym celu zakupiono stary, drewniany kościół w Zemborzycach, który następnie przeniesiono do Motycza [APMot., Kronika, b p.]. 12 kwietnia 1922 r. biskup lubelski Marian Leon Fulman powołał pierwszego proboszcza parafii motyckiej w osobie ks. Karola Sawulskiego [AAL, Parafia Motycz, 13]. W tym czasie na terenie Motycza spis powszechny z 1921 r. odnotował 1528 wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego [Skorowidz, IV, 63]. Parafia Motycz, przynależąca do dekanatu lubelskiego, w 1923 r. liczyła 1969 wiernych [Catalogus 1923, 36]. Dwoma kolejnymi proboszczami parafii motyckiej byli Władysław Uleniecki (1924-1928) i Jan Znamirowski (1928-1929) [Catalogus 1926, 27; Catalogus 1929, 47]. Parafią od 1929 r. kierował ks. Jan Rzędowski. Swoim zasięgiem terytorialnym parafia obejmowała miejscowości: Motycz, Motycz Leśny, Józefin, Sporniak, Skubicha, Kolonia Miłocin. W przededniu wybuchu II wojny światowej parafia Motycz liczyła 2177 wiernych. Na terenie parafii działało: Bractwo Różańca Świętego, Stowarzyszenie Żywego Różańca, Apostolstwo Modlitwy i 3-ci Zakon św. Franciszka (tzw. Tercjanie) [Spis, 1939, 54]. Prawie dziesięć lat później (1948 r.) parafia liczyła 2100 wiernych [Spis, 1948, 56]. Zabytkowa świątynia funkcjonowała na terenie wsi do 11 lipca 1994 r., kiedy uległa zniszczeniu na skutek celowego podpalenia. Budowa nowego, murowanego kościoła parafialnego została ukończona w 1996 r.

     Kościół w Motyczu – stan obecny (fot. Agnieszka Ogonek).

    Na terenie Motycza według spisu ludności z 1787 r. mieszkało 12 Żydów. Podobny stan rzeczy utrzymywał się w pierwszych dekadach XIX w., kiedy to wśród mieszkańców wsi obecnych było kilku przedstawicieli wyznania mojżeszowego. Reprezentowani byli przez rzemieślników (np. szewcy). Wraz z powstaniem okręgów bożniczych w 1821 r. wyznawcy religii mojżeszowej z Motycza weszli w skład instytucji utworzonej w Wieniawie. Wśród osób uwłaszczonych przez rząd carski w 1864 r. znalazł się m.in. Herszko Cymerman [APL, ZTL, sygn. 1825, s. 5a]. W 1904 r. we wsi Motycz zamieszkiwała 1 osoba narodowości żydowskiej, zaś w folwarku Motycz odnotowano obecność 4 Żydów [Spravochnaya, 350]. Po powstaniu styczniowym w Motyczu odnotowano również obecność osób reprezentujących inne wyznania chrześcijańskie. Właścicielem części majątku powizytkowskiego był luteranin Rudolf von Buxhoeveden [Górak, Kozłowski, Latawiec, 2015, 111]. W 1904 r. odnotowano także obecność 3 osób wyznania prawosławnego w folwarku należącym do von Buxhoevdena [Spravochnaya, 350]. Dane uzyskane w czasie przeprowadzenia spisu powszechnego w 1921 r. przynoszą informację o obecności w Motyczu 4 osób wyznania prawosławnego i 22 wyznania mojżeszowego [Skorowidz, IV, 63].

    Kaplica wybudowana z pozostałości po spalonym kościele w Motyczu.
    Fot. Wiktoria Kuc.

    Demografia

    Na podstawie danych z rejestrów poborowych można sądzić, że w pierwszej połowie XVI w. Motycz zamieszkiwało około 370 osób [AGAD, ASK I, sygn. 33, k. 495v]. Po II wojnie północnej (1655-1660) liczbę mieszkańców wsi można szacować na około 200 osób, co świadczy o jej znacznym ubytku względem poprzedniego stulecia [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 63]. Według spisu z 1787 r. Motycz zamieszkiwało 500 osób, co świadczy o znacznym wzroście w porównaniu z połową stulecia, kiedy ludność Motycza można szacować na około 350 osób [Kumor, 1979, 265].

    W 1827 r. w Motyczu mieszkało 500 osób. Funkcjonowało 100 budynków mieszkalnych [Tabella miast, t. 2, 33]. W połowie lat 60. XIX w. w skład gminy Motycz liczącej 535 osób wchodziły: Motycz (66 dymów), Sporniak (5 dymów) i Skubicha (3 dymy) [APL, MSGL, sygn. 167, s. 199; KSWPL, sygn. 21, k. 29v]. Jesienią 1866 r. Motycz liczył 551 osób i 90 domów [APL, LKSW, sygn. 44, s. 540-541]. W wyniku uwłaszczenia w 1870 r. grunty otrzymali miejscowi chłopi: Jakub Zawada, Jakub Misztal i Józef Mącik. W ich użytkowaniu znalazło się 106 mórg i 140 prętów ziemi [APL, ZTL, sygn. 1860, s. 1, 4, 6]. W 1877 r. na terenie Motycza funkcjonowało 85 domów [Spisok naselennykh, 1877, 9]. W 1904 r. we wsi Motycz było 133 domów, w których zamieszkiwały 902 osoby, zaś w folwarku Motycz 160 osób w 13 domach. Ponadto w Skubisze istniało 7 domów, które zamieszkiwało 59 osób [Spravochnaya, 350, 353]. Według danych, który przyniósł pierwszy spis powszechny z 1921 r. łącznie na terenie wsi, folwarku, kolonii i stacji kolejowej zamieszkiwało 1554 osoby (756 mężczyzn i 798 kobiet) w 206 domach. W Skubisze odnotowano obecność 70 osób i 11 budynków mieszkalnych [Skorowidz miejscowości, 63].

    Oświata

    W dobie średniowiecza młodzież mogła uczęszczać do szkoły parafialnej funkcjonującej przy kościele w Konopnicy. Istniała ona co najmniej od połowy XV wieku [AAL, AOfl, 2, k. 39; DLB, 2, 539]. W wiekach średnich w placówkach tego typu młodzież pobierała podstawową naukę w zakresie czytania, pisania, rachunków, katechizmu czy śpiewu.

    Pierwsza szkoła elementarna w dobie niewoli narodowej pojawiła się na terenie Motycza w 1916 r. Pod auspicjami austro-węgierskich władz okupacyjnych powstała 2-klasowa koedukacyjna szkoła ludowa z językiem polskim jako wykładowym. Zatrudniono w niej 2 nauczycieli. Pod koniec roku szkolnego 1916/1917 naukę w tej placówce oświatowej pobierało 120 uczniów i uczennic. Jednym z nauczycieli w Motyczu był puławski animator życia kulturalnego Szlomo Szjanberg. Ponadto w przysiółku Stacja Motycz utworzono 1-klasową szkołę. W tej szkole naukę pobierało 77 uczniów i uczennic  [APL, CKKP w Lublinie, sygn. 234, s. 52; Zieliński, 1999, 121]. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1919 r. został wprowadzony obowiązek szkolny. Istniejąca szkoła ludowa została przekształcona w szkołę powszechną.

    Uczniowie i nauczyciele szkoły w Motyczu, w okresie, gdy nie istniał jeszcze budynek szkoły, a nauka odbywała się w domach prywatnych. Zdjęcie pochodzi prawdopodobnie z ok. poł. lat 20. XX stulecia. Zbiory prywatne Anny Obary-Pawłowskiej

    Rok 1929 przyniósł rozpoczęcie budowy gmachu dla 7-klasowej szkoły powszechnej w Motyczu. Kadra pedagogiczna szkoły powszechnej w Motyczu była m.in. reprezentowana przez: Marię Kaczorowską i Eugenię Rachwalską von Rejchwald [APL, AGwK, sygn. 314, k. 6v-7; “DUKOSL”, R. 5, 1933, nr 3, s. 457]. Rok później zawiązała się w Motyczu jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej, która funkcjonuje do dzisiaj [APL, PGRN w Motyczu, sygn. 3, s. 5; Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 140-141]. Na początku 1962 r. do 7-klasowej Szkoły Podstawowej w Motyczu uczęszczało 284 uczniów. W Państwowym Gospodarstwie Rolnym Motycz (PGR Motycz) funkcjonowała również 4-klasowa szkoła podstawowa. Uczyło się w niej 40 uczniów i uczennic [APL, PPRN w Lublinie, sygn. 43, k. 115-118]. Od 1 września 1966 r. w Motyczu zaczęła funkcjonować 8-klasowa szkoła podstawowa. Dziewięć lat później szkoła podstawowa w Motyczu stała się elementem składowym Zbiorczej Szkoły Gminnej w Konopnicy. Ponadto zachowano istnienie szkolnego punktu filialnego w PGR Motycz. W Motyczu funkcjonowało także przedszkole państwowe [APL, UGwK, sygn. 27, s. 90; “Monitor Polski”, 1965, nr 54, s. 579].  

    Budynek szkoły podstawowej im. W. Witosa w Motyczu. Budowa szkoły została ukończona w 1931 r. (fot. Agnieszka Ogonek)

    Gospodarka w dziejach

    Na przestrzeni wieków rozwój ekonomiczny Motycza oraz kierunki aktywności gospodarczej jego mieszkańców, warunkowane były bliskością położenia Lublina – ważnego rynku zbytu towarów i usług. Począwszy od średniowiecza najważniejszym źródłem utrzymania mieszkańców Motycza pozostawało rolnictwo. W wiekach średnich jednym z podstawowych zbóż tu uprawianych było żyto [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 44]. Pod koniec XV wieku na terenie wsi istniały co najmniej 24 łany, co oznacza, że obszar ziemi uprawnej wynosił ok. 600 hektarów [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 42]. W XV wieku funkcjonował młyn [APL, KZL 2, 75v.; AAL, AOfL 2, 245]. Mieszkańcy trudnili się hodowlą i połowem ryb z funkcjonującego tu stawu [APL, KZL 2, 75v]. 

    W kolejnym stuleciu na obszarze Motycza warzono piwo oraz wytwarzano likwory, czyli słodkie wódki [AGAD, ASK, dz. I, sygn. 33, k. 737v]. W XVI-XVIII w. chłopi z Motycza zajmowali się jednak przede wszystkim uprawą zboża i eksportem produktów leśnych. W połowie XVI stulecia uprawiano tutaj 22-25 łanów kmiecych, czyli około 600 ha, co stawiało Motycz na pierwszym miejscu w całej parafii Lublin [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 56]. Stosunkowo znaczna była także liczba rzemieślników w Motyczu, która w początku XVII w. wynosiła 7-8 osób. Wśród nich znajdowała się jedna piekarka oraz dwóch rzeźników. Kilkadziesiąt lat później odnotowano obecność dudarza. Na podstawie nazwisk często występujących w grupie mieszkańców Motycza można sądzić, że we wsi działalność wytwórczą prowadzili także bednarz, kowal, szewc oraz stelmach [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 62]. W całym tym okresie na terenie wsi istniała przynajmniej jedna karczma, a w ostatnich latach istnienia Rzeczypospolitej również browar i druga karczma [AAL, Rep. 60, sygn. 3, k. 5; Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 65]. 

    W latach 1702-1709, kiedy Motycz znajdował się w rękach Wyżyckich, wieś została dotknięta zniszczeniami wynikającymi z działań prowadzonych podczas III wojny północnej (1700-1721). W okolicy Motycza przechodziły wojska szwedzkie Karola II, oddziały moskiewskie Piotra I, a także żołnierze sascy oraz polscy. Skala strat była zapewne dość duża skoro w 1709 r. Marcjanna Wyżycka, wdowa po Janie, złożyła manifestację, w której oświadczyła, że nie czerpie ze wsi dochodów, ponieważ została ona ograbiona przez Szwedów, Rosjan i Sasów. Podobnie odczuwalne było dawanie tzw. porcji, czyli opłat na żywność i alkohol dla wojska, które prowadziły do ruiny ekonomicznej chłopów z Motycza. Obrazu zniszczeń musiał dopełnić najazd na wieś chorągwi z regimentu dragonii Adama Szaniawskiego, ówczesnego kasztelana lubelskiego, przeprowadzony w lipcu 1709 r. [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 83-84].

    Z lat bezpośrednio po zakończeniu III wojny północnej posiadamy informacje o wyglądzie budynków folwarcznych znajdujących się w Motyczu. Istniały one już w drugiej połowie XV stulecia, a w kolejnych wiekach z pewnością były wielokrotnie przebudowywane. W skład kompleksu wchodził drewniany, parterowy  dwór. W jego wnętrzu znajdowała się duża sień, izba wielka, alkierz, spiżarka z piecem do wypiekania chleba, mała sień, izba dla służby, izba z trzema oknami, dwa pomieszczenia, w których hodowano ptactwo domowe oraz strych. Dwór w 1726 r. pozostawał w złym stanie, a dach groził zawaleniem. Obok dworu znajdowała się kuchnia, stajnia, wozownia, chlew, stary spichlerz oraz obora. Na obszarze tzw. gumna stały dwie stodoły oraz spichlerz. Na podwórzu folwarcznym był gołębnik oraz dyby dla skazanych. W skład zabudowań dworskich wchodziła również kolejna spiżarnia, piekarnia, mała stajenka, chlewiki i piwniczka na mleko. Zdecydowana większość wymienionych obiektów była drewniana. Obok folwarków istniały trzy małe stawy, a przy nich dwa młyny [APL, KGL, sygn. 242, k. 44-48]. W Motyczu znajdował się również drugi folwark, na tzw. “wójtowiźnie”. W jego skład wchodził drewniany dom, piekarnia, stajnia, chlew, stodoła i piwniczka. Zabudowania te powstały prawdopodobnie w drugiej połowie XVI wieku (Kupisz, Obara, Pękała, 70].

    Pod koniec XVIII wieku na terenie Motycza i folwarku Motycz uprawiano: żyto, pszenicę, jęczmień, reczkę, owies, groch, proso, rzepak, konopie i brzoskiew (kapusta polna) [AAL, APLiKL, 393-394]. Istotnym czynnikiem dla rozwoju wsi w okresie wczesnonowożytnym z pewnością było bliskie usytuowanie względem Lublina, stanowiącego naturalny rynek zbytu na towary gospodarki rolnej oraz przebiegający tuż obok Motycza trakt komunikacyjny, prowadzący ze stolicy województwa lubelskiego do Urzędowa, Sandomierza i dalej do Krakowa.

    Na początku XIX stulecia wśród mieszkańców Motycza jako źródło utrzymania dominowało rolnictwo. Ze względu na jakość gruntów uprawiano nadal głównie zboża (żyto, pszenicę, jęczmień i proso). Coraz większą popularnością wśród uprawianych roślin zaczęły cieszyć się ziemniaki [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 97-98]. Sam majątek wizytek według pomiarów z 1860 r. liczył 3936 mórg i 62 pręty. Siostry zakonne nie zajmowały się osobiście gospodarowaniem. Decydowały się na jego wydzierżawienie osobom prywatnym. Dzierżawca majątku wizytek Węgliński dodatkowo przed 1864 r. czerpał dochody z propinacji. W majątku tym funkcjonował młyn dzierżawiony w latach sześćdziesiątych przez Żyda Arona Zysmana [APR, ZDP, Sukcesje Rząd Gubernialny Lubelski, sygn. 14279, s. 383, 385]. Zbudowano wtedy stację kolejową w Motyczu wraz z punktem telegraficznym. Pierwszy pociąg pasażerski zatrzymał się na tej stacji 29 sierpnia 1877 r. Połączenie kolejowe miało znaczący wpływ na dalszy rozwój gospodarczy tych terenów i stał się impulsem do rozwoju osadnictwa [LGV, 1877, nr 34, s. 11]. 

    Tuż przed wybuchem I wojny światowej przy stacji kolejowej Motycz funkcjonował punkt weterynaryjny. Powstała również rzeźnia, co miało związek z istniejącą na terenie Motycza bekoniarnią [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 133]. Rolniczy charakter działalności gospodarczej mieszkańców Motycza wpłynął m.in. na założenie tuż przed wybuchem I wojny światowej Towarzystwa Spożywców w Motyczu (przewodniczący Bartłomiej Obara), Motyckiego Kółka Wiejsko-Gospodarczego (przewodniczący Józef Koziejewski) i Motyckiego Oddziału Lubelskiego Wydziału Kółek Rolniczych przy Lubelskim Towarzystwie Rolniczym (przewodniczący Zdzisław Zieliński) [PKLG, 147; “Ziemia Lubelska” 1914, nr 56, s. 4; Projekt sprawozdania, s. 32, 46]. Również przed 1914 r. w Motyczu zaczęło działać Towarzystwo Akcyjne “Motycz Hodowla Nasion Buraczanych” Zjednoczone Cukrownie K. Buszczyński, M. Łążyński (do 1946 r.) [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 128]. W 1923 r. w Motyczu działało kółko rolnicze pod nazwą “Oswobodzenie” [Księga adresowa obywateli ziemskich, 1923, 95]. W 1930 r. funkcjonowała olejarnia (należąca do J. Majczaka), sklep(y) z artykułami spożywczymi (S. Brodowskiego, W. Kowalczyka, J. Świtka), wiatraki (W. Mazurka, J. Zarzyckiego, J. Bassaka, Aleksandra Mastalerza), zaś handlem zbożem zajmował się Sz. Borensztajn [APL, AGwK, sygn. 313, k. 1v-3; KAP 1930]. Po II wojnie światowej właścicielom prywatnych gospodarstw rolnych udało się utrzymać swoją własność pomimo akcji kolektywizacyjnej propagowanej w czasach stalinowskich (1948-1956). Jedynie z upaństwowionych terenów prywatnych zostało utworzone Państwowe Gospodarstwo Rolne Motycz, które posiadało 125 ha gruntów użytkowych. Głównym źródłem dochodów mieszkańców Konopnicy nadal było rolnictwo. Sąsiedztwo Lublina umożliwiło także utrzymywanie się części mieszkańców z pracy w zakładach przemysłowych oraz pracy umysłowej. Aktywnością we wspieraniu produkcji rolniczej i hodowli zwierząt na tym terenie gminy Konopnica wykazała się Gminna Spółdzielnia “Samopomoc Chłopska”. W Motyczu w ramach spółdzielni działały sklepy spożywczy (Motycz, PGR Motycz) oraz sklep włókienniczo-odzieżowy. Na początku lat 80. XX w. w Motyczu działały trzy kioski “Ruch”  [APL, UGwK, sygn. 5, k. 11v; sygn. 27, s. 7-8, 70]. Działalnością usługową dla rolników zajmowało się w latach 70. i 80. XX w. Spółdzielcze Kółko Rolnicze w Konopnicy z siedzibą w Radawcu Dużym. W Motyczu funkcjonowała filia tego kółka  [APL, UGwK, sygn. 27, s. 54]. W latach 70. XX w. na terenie Motycza uprawiano głównie zboża (pszenica, jęczmień) oraz roślin okopowe (ziemniaki, buraki cukrowe i buraki pastewne). Hodowano trzodę chlewną i bydło rogate. Skoncentrowano się na produkcji mleka. W Motyczu funkcjonował Zakład Doświadczalny-Wytwórnia Pasz przy Centralnym Laboratorium Przemysłu Paszowego w Lublinie (“Celavit”). Działał Zakład nr 2 w Motyczu Stacji Hodowli Roślin w Palikijach oraz jeden z obiektów zamiejscowych Zakładu Ogrodniczego w Niemcach. Ponadto funkcjonował zakład produkujący gwoździe oraz baza Rejonowej Dyrekcji Dróg Publicznych. W 1973 r. oddano do użytku piekarnię [APL, GRN w Konopnicy, sygn. 45, nlb.; UGwK, sygn. 3, k. 5; sygn. 27, s. 2, 5, 94-95, 120, 123].

    Wpływ na warunki bytowe mieszkańców Motycza miał fakt budowy osobowego przystanku kolejowego Motycz Leśny. Powstał w 1946 r., ale do użytku mieszkańców został oddany trzy lata później [https://www.atlaskolejowy.net/pl/lubelskie/?id=baza&poz=3330].

    Zabytki i obiekty przyrodnicze

    Jednym z najważniejszych zabytków kultury materialnej pozostaje wczesnośredniowieczne grodzisko (VIII/IX w.), usytuowane na wzniesieniu, zwanym przez miejscowych “Bęben”. Omówiono je szczegółowo w zakładce: Pradzieje miejscowości.

    Do grona zabytków zalicza się dawny dwór z otaczającym go drzewostanem wraz z obszarem sadu oraz teren obsadzeń parku (przełom XIX/XX w.). Dwór w obecnym kształcie miał zostać wybudowany w przez Izabelę i Adama Malhomme, którzy w 1910 roku nabyli działkę Motycz Dwór [ Kseniak, 1983, 3; Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 128]. Plan folwarku Motycz Dwór z 1910 r. ukazuje dwór i park w sposób zbliżony do stanu obecnego [Kseniak, 1983, 3].

    Dwór w Motyczu w obecnym kształcie (fot. Agnieszka Ogonek).

     Wartość zabytkową posiada również stara część rzymskokatolickiego cmentarza parafialnego. [DUWL z dn. 26 czerwca 2018; z dn. 2 marca 2022]. Nekropolia motycka została założona w 1922 r., kilka tygodni po erygowaniu miejscowej parafii. W najstarszej części cmentarza zlokalizowane są groby mieszkańców Motycza z najdawniejszego okresu funkcjonowania nekropolii, tj. osób pochowanych w l. 20., 30. i 40. XX wieku, w tym cywilne i wojskowe ofiary II wojny światowej [Dobrowolska-Piondło ,1980, 4; GEZ, 14]. W tej części można wyodrębnić kilka nagrobków wzniesionych z piaskowca oraz krzyże wykute z żelaza [DUWL z czerwca 2018, 34]. 

    Z innych zabytków można wymienić drewnianą organistówkę, która w przeszłości funkcjonowała jako plebania przy starym zabytkowym kościele, który uległ spaleniu w lipcu 1994 r. [więcej na temat tej XVIII-wiecznej świątyni: Hamryszczak, Mącik, 2016, 55-74]. Budynek organistówki powstał ok. 1910 roku. Został zakupiony w Krężnicy Jarej przez mieszkańców Motycza, z przeznaczeniem na plebanię dla proboszczów nowo kreowanej parafii w Motyczu. Pełnił swoją rolę do lat 50. XX stulecia, do momentu wybudowania nowego, murowanego domu z przeznaczeniem dla księży parafii w Motyczu. W kolejnych latach był domem dla organisty, a następnie pełnił funkcję sali katechetycznej. Organistówka wzniesiona została na planie prostokąta, charakteryzuje się prostą budową. Wewnątrz znajduje się pięć pomieszczeń (swego czasu trzy z nich funkcjonowało jako pokoje, dwie jako kuchnie) oraz sień. Budynek, pokryty dwuspadowym dachem, ma prostopadłościenny kształt [DUWL z czerwca 2018, 33; GEZ, 13]. Obecnie w budynku działa gabinet weterynaryjny. 

    Ważne wydarzenia

    W pamięci zbiorowej mieszkańców Motycza przechowywana jest tradycja o obecności Szwedów we wsi w czasie tzw. “potopu” i o jakoby stoczonej tu bitwie między skandynawskimi najeźdźcami a ówczesnymi mieszkańcami Motycza. Do tej pory nie udało się potwierdzić informacji o tej potyczce. Nie ulega natomiast wątpliwości, że osada ucierpiała w czasie tzw. III wojny północnej (1700-1721) na skutek grabieży wojsk szwedzkich, saskich i rosyjskich [Kupisz, Obara, Pękała, 2017, 78].

    Dnia 30 lipca 1915 r. do dworu motyckiego przybył por. Franciszek Kleeberg. Wręczył on przebywającemu tu generałowi Karolowi Durskiemu-Trzasce klucze od gmachu rządu gubernialnego w Lublinie [Krasicki, 1935, 264].W czasie bitwy pod Jastkowem (31 lipca – 3 sierpnia 1915 r.) na terenie folwarku Motycz funkcjonował zakład sanitarny. Według depeszy przesłanej stamtąd do Komendy Legionów przez dr. Wojciecha Rogalskiego dnia 01.08 do godziny 18:00, w folwarku przebywało 232 rannych legionistów, z czego 4 osoby zmarły. [Krasicki, 1935, 264].

    Małe ojczyzny – strefa regionalistów

    Współczesność, strategie rozwoju

    Samorząd, organizacje​

    Kościoły i związki religijne​

    Życie kulturalne

    Oświata i szkolnictwo

    Wybitne postacie​

    Czesław Maj

    (ur. 16 stycznia 1923r. w Motyczu, zm. 18 czerwca 2011r).

    Czesław Maj, 2004. Autor fot.: A. Niedziałek

    Czesław Maj całe życie mieszkał i pracował w Motyczu.

    Przed wybuchem II wojny światowej ukończył szkołę powszechną w Motyczu. Wojna odebrała mu młodość i możliwość dalszej edukacji. Wszystko co osiągnął zawdzięczał samokształceniu. Sam się uczył i bardzo dużo czytał, korzystając z różnych podręczników, książek oraz gazet.

    Czesław Maj i Helena Żarnowska, lata 50. XX w. Autor nieznany. Fotografia ze zbiorów Anny Niedziałek.

    Czesław Maj w latach wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu pracował na kolei, a później prowadził własne gospodarstwo.

    Przez wiele lat działał społecznie m.in. był członkiem Gminnej Rady Narodowej i Gminnej Spółdzielni, działał w zespole teatralnym przy Stacji Hodowli Roślin w Motyczu, przez 12 lat prowadził w Motyczu zespół folklorystyczny „ROLA”, ponad 40 lat śpiewał w chórze kościelnym.

    Portret Czesława Maja w ołówku, wykonany przez Ludwika Mieszawskiego w 2022 roku.

    W latach 1974 – 2011 był członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych.

    Kochał Boga, ludzi i kochał Polskę, a szczególnie swoją „Małą Ojczyznę”- Motycz, który uważał za najpiękniejsze miejsce na ziemi. To tu czerpał natchnienie do swoich utworów.

    W 1994 r. został wydany zbiór gawęd i wspomnień Czesława Maja pt. „Zawieruchy”, gdzie wyboru utworów i opracowania dokonał Stefan Aleksandrowicz. W tym tomiku znalazły się gawędy, legendy i wspomnienia z Motycza , które Czesław Maj od młodości spisywał korzystając z opowiadań swojej babci i matki oraz najstarszych mieszkańców Motycza.

    Druga pozycja wydawnicza Czesława Maja to wydane w 2002r. „Utkane z pamięci” Motyckie wspomnienia i opowieści w opracowaniu m.in. Jana Adamowskiego. W tej książce znalazły się wybrane wspomnienia, legendy, opowieści religijne, przysłowia, scenariusz „Herodów” oraz słowniczek porzekadeł używanych w Motyczu.

    W 2010 r. ukazał się trzeci tomik twórczości Czesława Maja „Ścieżką przez Motycz”. Jak pisała redaktor książki Anna Kistelska „ Książka ta zawiera w większości niepublikowane wspomnienia, opowiadania i wiersze. Te dotychczas rozproszone utwory, tworzą obraz Motycza, który powoli odchodzi w zapomnienie. Świat wiejskich, krytych słomą chat, legend, obrzędów lokalnych i rodzimych historii przekazywanych dzieciom przez pokolenie rodziców i dziadków, bogato ilustrują zdjęcia zebrane pieczołowicie od najstarszych mieszkańców wsi. Autor rekonstruuje i przedstawia obrazy istniejące już tylko w jego pamięci. To, co łączy twórczy dorobek Czesława Maja, to jednorodność inspiracji, której źródłem jest harmonia życia w zgodzie z przyrodą, ludźmi, tradycją i Bogiem”.

    We wszystkich utworach Czesław Maj opisywał autentyczne wydarzenia w Motyczu, w których zostały zmienione nazwiska mieszkańców, a fakty ubarwione fikcją literacką.

    W poezji sięgał do tematów religijnych, opisywał piękno ziemi i przyrody, pisał również teksty żartobliwe, gdzie z humorem opisywał bolączki życia codziennego.

    Czesław Maj przez całe życie był zbieraczem folkloru i miłośnikiem książek. W swoich zbiorach posiadał duży księgozbiór oraz kilka cennych, starych przedmiotów m.in. oryginalną kwaterkę i przyrząd do korkowania butelek z karczmy w Motyczu. Najcenniejszą książką w jego bibliotece były „Żywoty Świętych Pańskich” wydane w 1874 r., którą dziadek Czesława – Michał Żarnowski kupił w Częstochowie i przyniósł pieszo do Motycza , a także przedwojenne roczniki ”Naszych Kłosów” i „Gazety Świątecznej”.

    Czesław Maj, 2004. Autor fot.: A. Niedziałek

    Czesław Maj był wielokrotnym laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Poezji i Prozy im.Jana Pocka.

    Za zasługi dla kultury ludowej otrzymał m.in.:

    • Srebrny Krzyż Zasługi – 1983 r.,
    • Nagrodę im. Oskara Kolberga – 1997 r.
    Czesław Maj przy mendlu żyta, 1996. Autor nieznany.

    Autor tekstu: Anna Niedziałek

    Książka Czesława Maja ,,Ścieżką przez Motycz” z 2010 r.

    Rodziny – pamiątki

    Dzieciństwo w Motyczu

    Marianna MisztaL, Marianna Jakubczak z małym synem Aleksandrem, 1914.
    Zdjęcie ze zbiorów Anny Niedziałek.

    10.05.2000r.

    Dzieciństwo między wojnami

    (fragment książki Czesława Maja ,,Ścieżką przez Motycz”)

    Kochani, aż dziwota bierze, jak spojrzeć wstecz ile to czasu upłynęło jak się szło do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Było to w 1930 roku. Klasy były po chatach na wsi. Chodziliśmy zimą w butach na drewnianych podeszwach, a śniegi były tak duże , że ludzie jeździli saniami po płotach. Czasem Ojciec podwoził mnie do szkoły saniami. Ojciec ubierał się na sanie w długi kożuch, nogi przykrywał derką , a na głowę zakładał czapkę baranią. Czasem jak był duży wiatr, to na czapkę zakładał jeszcze basłyk (kaptur), wiązany pod pachami i zabierał na sanie wszystkie dzieci po drodze. Mimo mrozu, cieszyliśmy się z podróży w saniach.

    W klasie zimą siedzieliśmy w kapotach. O ciapach w szkole nikt nie miał pojęcia.

    W 1931r. została oddana do użytku nowa szkoła w Motyczu, która istnieje do dziś. Ludzie zwieźli sami cegłę z miasta na wozach żelaźniakach, a potem wynieśli na plecach wszystkie materiały na budowę szkoły, bo żadnych dźwigów jeszcze nie było.

    Wiosną i jesienią do szkoły chodziło się po grząskich, błotnistych drogach. Bywało, że wyciągaliśmy sobie wzajemnie buty z błota, bo zapadały się w glinie i nie można było ich wyjąć.

    Trudno było przejść drogą na Starej Wsi i wtedy chodziło się po „zapłociach” tzn. z tyłu za zabudowaniami, bo tamtędy było suszej.

    W chustkach matczynych, później w drewnianych tornistrach nosiło się książki. Na wsi była bieda, ciężki kryzys gospodarczy. Trudno było o grosz, bo nie było gdzie go zarobić. Ludzie nie mieli pieniędzy. Jak przyszła wiosna i zrobiło się cieplej to już się chodziło na bosaka. Nogi były pokaleczone i spierzchnięte. Nie było pieniędzy na buty. W rodzinach , gdzie było dużo dzieci kupowało się jedną parę butów i dzieci chodziły w nich na zmianę.

    Dzieci z biedniejszych rodzin przychodziły do szkoły źle odżywione, źle odziane. Nauczyciele też mieszkali po chatach w prymitywnych warunkach. Czasem sami kupowali biednym dzieciom książki i zeszyty, bo rodziców nie było stać. Brakowało książek do lektur, pomocy naukowych. Zimową porą lekcje odrabiało się przy kopcącej lampie naftowej. Do pisania była obsadka do atramentu, a do rysunków ołówek i rysiki tj. kolorowe kredki. Pamiętam jeszcze piosenki z pierwszej klasy, których uczyła nas Julia Mękarska w klasie w mieszkaniu Piotra Wilczka w 1930r. Były takie tytuły:, „Hej zakwitła nam wiosenka”, „Jadą dzieci , jadą”, „Śpij siostrzyczko moja mała”. Zapamiętałem słowa dwóch piosenek z pierwszej klasy.

    1.” Z snu długiego” :

    „Z snu długiego, zimowego

    Pszczółki dzisiaj wstają

    I łapkami kosmatymi

    Oczka przecierają.

    Ref. Zum,zum, zum, zum, zum, zum

    I łapkami kosmatymi

    Oczka przecierają.

    Wyleciały pszczółki nasze

    Z drewnianego ula

    Poleciały hen na łąki

    Została matula.

    Ref. Zum,zum, zum, zum, zum, zum…

    A na łące tysiąc kwiatów

    Jasno słonko świeci

    Będą zbierać słodki miodek

    Na uciechę dzieci.

    Ref. Zum,zum, zum, zum, zum, zum…”

    2. ”Od sinego morza bociany leciały”

    „Od sinego morza

    Bociany leciały

    Do naszej chateczki

    Drogi nie wiedziały.

    Ref. Oj dana, oj dana, oj dana

    Oj dana, oj dana, oj dana

    Oj dana, oj dana.

    Bociany, bociany

    O wy sługi boże

    Lećcie gdzie się błyszczą

    Pługi na ugorze.

    Ref. Oj dana….

    Pługi na ugorze

    I zgrzebne sukmany

    To moja Ojczyzna

    To mój kraj kochany.

    Ref. Oj dana…..”.

    Wiele uciechy było kiedy nasi wychowawcy urządzali nam wycieczki do lasu lub na „Zamkową Górę”.

    Letnią porą trzeba było wyganiać po kilka krów na paszę w pole. Pola były oddalone od domu po 4-5 km. W 1932 roku Mama kupiła mi na odpuście fujarkę, na której grałem całymi dniami na ugorach. Pasieniem krów i gęsi zajmowały się dzieci.

    Na pastwiskach paliło się zawsze ogniska , gdzie wrzucało się suche, krowskie łajna. Dla zabicia czasu skakaliśmy przez ogień lub graliśmy w „pikora” ( zabawa polegała na rzucaniu kijem w stojący kij, który nazywał się pikorem) , w „babę” (nóż się rzucało w ziemię i który głębiej się wbił ten wygrywał), robiliśmy „pieczenie chleba”( jeden chłopak leżał na wznak , a drugi stawał mu na ręce i brał za nogi, a następnie rzucał go jak najdalej czyli mówiło się że „ rzucał do pieca”).Kiedyś przy „pieczeniu chleba” zwichnąłem nogę . Matka zaniosła mnie na plecach do znachorki, która mieszkała koło dworu i nastawiła mi nogę. A potem Matka kopała korzenie pokrzyw, tłukła na miazgę i obkładała mi opuchniętą nogę.

    Często byłem zmęczony daleką drogą na pastwisko, zaganianiem krów, upałem w lecie i zdarzało się , że zasypiałem na ugorze. Wokół szumiały zboża, śpiewały skowronki , a oczy same kleiły się do snu. Wtedy krowy nie pilnowane przez nikogo szły w szkodę na pole sąsiada.

    Na pastwisku chciało się pić, a woda zabierana w butelce z domu szybko się kończyła. Gdy pasłem krowy pod Tomaszowicami, to tam było źródło.

    Chodziliśmy z innymi pastuchami na zmianę po wodę do źródła. Jak było napić się tej wody, to zaraz chciało się bardzo pić. Przy źródle spotykaliśmy codziennie pokojówkę ze dworu od Państwa Ostromęckich, która nabierała w szklany dzban wody i nosiła do dworu. Od dworu w Tomaszowicach była ścieżka do źródła przez niwę dworską.

    Gdy dzień się chylił ku zachodowi i trzeba było gonić krowy do domu, to na dogasającym ognisku należało zrobić krzyż kijem. W przeciwnym razie przychodziła czarownica i całą noc paliła ognisko.

    Dzieci po zachodzie słońca bały się wychodzić z domu, bo na łąkach w Motyczu latały błędne ogniki. W nocy, jak były gorące lata , to było widać poruszające się ogniki, raz były z lewej strony człowieka, to znów pojawiały się z prawej strony, to ginęły.

    Błędne ognie miały kształt kulisty, wielkości średniego garnka. Gdy ktoś się zbliżał do błędnego ognia, to on się oddalał lub przeskakiwał .Te ogniki pojawiały się w Motyczu do scalenia.

    Ludzie mówili,że to duch omętry (geometry), który za życia zmierzył źle i po śmierci musiał poprawiać. Później nigdy nie spotkałem tego zjawiska.

    Kilkuletnie dzieci często chodziły na służbę do bogatszych gospodarzy. Małe dzieci pasły gęsi i zbierały po żniwach kłosy po polach , bo było mało chleba i każdy kłos był pożądany.

    Starsze dzieci na służbie pasły krowy, pilnowały małych dzieci gospodarzy i wykonywały różne lżejsze prace w gospodarstwie.

    Pomimo takich trudnych warunków życia była ogromna chęć zdobycia choć trochę wiedzy, która była oknem na świat. Pamiętam, że w latach trzydziestych prawie połowa ludzi na wsi to byli analfabeci.

    Wieści ze świata przynosiły na wieś tylko dziady proszalne .Korzystali oni z noclegów po chatach. Było takie prawo, że dziad dostawał kartkę od sołtysa i mógł się u kogoś przenocować. Dziady to byli biedni ludzie, którzy dużo wędrowali po świecie, bywali na odpustach, jarmarkach, chodzili po miastach i wsiach.

    Oni właśnie przynosili informacje z daleka, które często były zniekształcone, czasem zmyślone, ale innych środków masowego przekazu w tamtych czasach nie było.

    Latem do wsi przyjechał czasem tabor cygański, który zatrzymywał się na gromadzkim błoniu. Konie ciągnęły malowane domki na kołach. Z okien wyglądały brudne, rozczochrane dzieci. Cyganki rozlatywały się po wsi, aby powróżyć, a przy okazji aby coś ukraść. Ludzie bali się Cyganów jak ognia. Wierzyli, że mogą rzucić urok, a nawet spalić. Dzieci ze wsi patrzyły z daleka, ciekawe cygańskich dzieciaków.

    Zawsze w niedzielę rano zbieraliśmy się przed szkołą i szliśmy parami do kościoła na ranną mszę. Część z nas śpiewała pieśni w ciągu całego roku liturgicznego. W kościele odprawiało się długo, ksiądz Jan Rzędowski głosił kazania z ambony około 1 godziny, nogi bolały, ale dzieciom nie wolno było narzekać. W tamtych czasach ludzie idący do spowiedzi otrzymywali kartkę od organisty, który wpisywał imię i nazwisko, a po wyspowiadaniu się należało zostawić na konfesjonale kartkę i 5 groszy ( tyle kosztowało wtedy jajko).

    W 1932 r poszedłem do Pierwszej Komunii. Do kościoła poszedłem sam i tam spotkałem się z resztą dzieci z klasy.

    Od Matki Chrzestnej dostałem przed komunią srebrny łańcuszek z medalikiem. Wtedy był to prezent drogi i niewiele dzieci cokolwiek dostało. W tamtych czasach nie było żadnych uroczystości, ani przyjęć, nikt nie robił zdjęć. Byłem dumny, że jestem już duży i mogę przyjmować Komunię Świętą.

    W czwartej klasie śpiewałem w chórze kościelnym, więc Rodzice postanowili mi uszyć nowe ubranie u Żyda. Poszliśmy z Ojcem piechotą do Lublina. Żyd nazywał się Szmul i mieszkał na tyłach Dużego Podwórza .

    Ubrania szył w swoim mieszkaniu, które było brudne i ciemne. Żyd cały czas zagadywał:

    – Wybraliście najlepszego krawca w Lublinie i ja uszyję takie ubranie, że ten młody kawaler będzie na pewno zadowolony. Najlepsze ubrania są u Szmula.

    Zdjął miarę i Ojciec zaczął się z nim targować o cenę ubrania.

    Żyd tak potrafił zakręcić, upiększyć, pochwalić, że człowiek wychodził od niego skołowany

    i zgadzał się na warunki stawiane przez Żyda.

    Kiedy poszliśmy z Ojcem po odbiór ubrania, to wydawało mi się że spodnie są za duże, a marynarka za skąpa, ale oczywiście Żyd tu podciągnął , tam poprawił , przyklepał i cały czas zginał się w ukłonach, że jego zdaniem pasuje jak ulał. Ostatecznie chodząc w ubraniu uszytym przez Żyda trzymałem ręce w kieszeniach, żeby naprostować krzywo uszyte nogawki.

    W zimie było mniej roboty w polu i gospodarstwie, więc dzieci miały więcej wolnego czasu.

    Jeździło się na saniach od pługa czyli na takich, na których chłop wywoził pług w pole jak szedł orać lub na innych, prymitywnych sankach, robionych w domu.

    Na łąkach zamarzały rozlewiska wód i można było jeździć na łyżwach. Łyżwy każdy sobie robił sam. Łyżwy były robione z drewna obitego żelazem z rączki od wiadra i do butów przywiązywało się je sznurkami, przeciągniętymi przez nawiercone dziurki w drewnie. Aby było mocniej na bucie, sznurek nakręcało się na kij tzw. śmigiel.

    W Adwencie dzieci szykowały ozdoby choinkowe tzw. cacka . Były to łańcuchy ze słomy i bibuły, orzechy okręcane w papierki, anioły i mikołaje z papieru z przyklejonymi, kupnymi główkami.

    Na żywej, pachnącej choince zawieszało się papierowy orszak weselny- państwa młodych, drużbów i starostów. Bombek było mało, bo były drogie. Na choince zawieszało się też cukierki i ciastka.

    Na czubku choinki obowiązkowy musiał być umieszczony anioł.

    Kobiety robiły pająki czyli ozdoby ze słomy i bibuły, które przyczepiało się do belka pod sufitem.

    Wszyscy robili stroje do Herodów i do chodzenia z szopką.

    Do dziś pamiętam, jak byłem mały i w Adwencie wieczorem wyszedłem na dwór, panowała wtedy wszędzie cisza .Wieś była przysypana śniegiem i widać było tylko małe światełka po chałupach. Gdzieś z oddali dochodził głos ligawy i dzwonki sań. Czasem zaszczekał pies, a spod strzechy na stodole słuchać było pohukiwanie sowy.

    Ta cisza już nigdy nie powróci na polską wieś.

    W okresie Świąt Bożego Narodzenia gospodarze przynosili prostą słomę do domu.

    Dzieci miały uciechę i całymi dniami bawiły się w słomie. Robiły powrósła i wiązały się wzajemnie. Słoma w domu była bardzo niebezpieczna, bo na choince były świece i często wybuchały pożary.

    Dzieci z niecierpliwością wyglądały Herodów. Dużo śmiechu wzbudzał Żyd i Diabeł.

    Żyd zawsze mówił na odwrót:

    – „Stodoła się rozigrała, zająca goniła

    Chałupa to zobaczyła oknem wyskoczyła

    Miał chłop studnię za piecem

    Wodę brał przetakiem

    Ryby łowił drabiną

    Wróbla strzelał makiem

    Gdzie się podział ten Jabramek

    Co chodził z toporkiem

    Siekierą się opasywał

    Podpierał się workiem.”

    Żyd miał kobyłę z drewna, która kłapała gębą i obrywała cukierki i ciastka z choinki.

    Bardzo lubiłem, kiedy w zimowe wieczory schodzili się do nas sąsiedzi. Kobiety przędły, a

    mężczyźni przy lampie naftowej opowiadali różne opowieści o dawnych czasach, o strachach, o

    czarownicach co rzucały urok, a za oknami wiatr zawodził i zadymka śnieżna zawiewała drogi i

    opłotki. Po wyjściu na dwór tęgi mróz szczypał w twarz, a noc skrzyła się tysiącem gwiazd.

    Mrozy bywały tak silne, że w nocy słychać było trzaskanie drzew, a ludzie zabierali krowy z cielętami do chałup, bo cielęta zamarzały w oborze.

    Dla mnie to były najpiękniejsze wieczory. Do późna siedziałem zasłuchany w opowieściach o Motyczu, przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

    Po długiej, śnieżnej zimie czekało się niecierpliwie na wiosenną odmianę. Bywało, że na św. Józefa (19 marca ) chodziło się już boso. Święta Wielkanocne przychodziły wraz z budzącą się do życia przyrodą.

    Wielkanoc poprzedzał 40 dniowy Post. Dawniej w poście ludzie bardzo surowo pościli, nie jedli mięsa, żadnego tłuszczu zwierzęcego i nawet wyparzali garnki, żeby jakaś drobina tłuszczu na ściankach nie została. Przed świętami Mama piekła placki w piecu chlebowym, a zapachy rozchodziły się po całym domu. Zawsze na święta Rodzice kupowali 2 kg kiełbasy wiejskiej u pana Świtka, trochę cukru i słoniny. Jajka były swoje i w święta najlepiej smakowały.

    Jak miałem 5 lat poszedłem do kościoła w Wielką Sobotę z Babcią na święcenie pokarmów. Babcia niosła duży wiklinowy koszyk pełen różnych pokarmów, które miały być poświęcone. Do koszyka Babcia włożyła baranka z cukru, cały chleb, pęto kiełbasy, kilka jajek, garnek skorupiany masła, ser, sól, chrzan., pół pieroga z marchwi i pół pieroga kapuściaka. Święconego pokarmu miało wystarczyć na śniadanie wielkanocne.

    Przed dzwonnicą paliło się duże ognisko z tarniny, które przegarniał kościelny długą tyczką.

    Po poświęceniu ognia przez księdza ludzie rzucili się, żeby nabrać węgli do naczyń na wodę święconą. Każdy chciał złapać pierwszy, aby mu się wiodło w domu przez następny rok.

    W kościele panował niesamowity tłok, bo święcenie pokarmów było na jednej mszy i z każdej rodziny ktoś był z koszykiem do święcenia.

    Modlitwy trwały długo, było gorąco i duszno, aż tu nagle zaczęły się jakieś krzyki i piski w kościele.

    Okazało się, że to podczas święcenia wody, każdy chciał nabrać poświęconej wody jako pierwszy. Ludzie wierzyli, że ten kto pierwszy zaczerpnie święconej wody, to szczęście nie opuści go przez cały rok. Nie wolno było podzielić się wodą święconą z drugą osobą, bo to oznaczało zabranie szczęścia.

    Ludzie wpychali się do balii z wodą, która stała na kościele, tłukły się szklane butelki na wodę, a ludzie pokrwawieni szkłem krzyczeli. W tym samym czasie chór śpiewał Litanię do Wszystkich Świętych.

    Nie bardzo rozumiałem co się dzieje, ale Babcia uspokoiła mnie, że tak jest zawsze. Później ksiądz poświęcił pokarmy. Siedząca w ławce kobieta powiedziała do Babci:

    • Zdaje mi się kumo, że nie doleciało do naszych koszyków.

    Babcia pokiwała głową, że faktycznie jej święcenie będzie też nieważne.

    Postanowiły pójść do księdza „do poprawki”. Po skończonej mszy poszliśmy do zakrystii i kobiety poprosiły księdza, żeby jeszcze raz pokropił . Ksiądz zmoczył kropidło i obficie poświęcił oba koszyki. Popatrzyłem, że woda przeciekła przez koszyki. Kobiety były zadowolone, że święcenie odbyło się po ich myśli.

    W Wielką Niedzielę , po rezurekcji, wszyscy prędko lecieli do domu, bo było powiedzenie, że ten kto pierwszy wróci z rezurekcji do domu, to się pierwszy obrobi w polu w tym roku.

    Najciekawiej podczas Wielkanocy było w Wielki Poniedziałek podczas lejusa. Wszyscy oblewali się wodą , chłopcy ganiali dziewczyny po podwórkach .W całej wsi panowała wrzawa i krzyki .

    Czasem którąś pannę wrzucono do stawu lub do rzeki.

    W latach trzydziestych nastały radia kryształkowe na słuchawki , których było 2 pary. Rozłączało się je na pół i słuchały 2 osoby, głowa przy głowie. Można było słuchać wiadomości i muzyki. U nas w domu dopiero w 1934r. Ojciec kupił radio na słuchawki. Ile z tego radia było uciechy. Jak czekaliśmy na programy ze Lwowa „Na wesołej lwowskiej fali”, gdzie bawili Szczepko i Tońko.

    Starzy ludzie oburzeni margotali po cichu, że te druty porozciągane po dachach przyniosą tylko nieszczęście.

    W tym samym roku Ojciec kupił kultywator na czterech żelaznych kółkach. Na tym kultywatorze można było jeździć z góry. Zbierało się kilku chłopaków , wypychało kultywator na górę i później jeden kierował nogami , a reszta siedziała z tyłu i cieszyła się z jazdy, gdzie wszystko podskakiwało.

    Po zjechaniu na dół wszyscy mozolnie pchali kultywator z powrotem na górę, a śmiechu przy tym było co nie miara.

    Dużym wydarzeniem w naszym życiu był wyjazd na odpust do sąsiednich parafii. Jeździliśmy furmanką zaprzężoną we dwa konie do Konopnicy, do Matczyna, do Zemborzyc. Na odpuście ludzie byli odświętnie ubrani, spotykali znajomych, z którymi przystawali na pogawędkę.

    Wokół kościoła pełno było kramarzy z różnymi świecidełkami, szczypkami, chodzili kataryniarze z katarynką. Rodzice zawsze coś nam kupowali , a najbardziej cieszyłem się jak z Mamą chodziłem na lody. Lody były w dużej bańce metalowej, nakładane łyżką na waflowe muszelki.

    Lodziarkę otaczał krąg dzieci, które koniecznie chciały zajrzeć do bańki. Lodziarka przychodziła piechotą z Lublina i na wózku ciągnęła bańkę z lodami. Lody były słodkie i najlepsze na świecie.

    Po uroczystej sumie zbieraliśmy się wszyscy przy wozie i jedliśmy drewnianymi łyżkami kaszę jaglaną, którą Mama przywiozła z domu w dużym garnku. Konie cicho parskały i jadły obrok , zawieszony w workach na szyi.

    Nie raz zdarzało się , że złapał nas deszcz i czasem zajeżdżaliśmy po drodze do obcych ludzi, aby przeczekać burzę.

    Moje dzieciństwo było biedne, ale dziś często wspominam czasy, które minęły, ale miały swój urok i niosły ciekawość świata.

    Zdjęcia z archiwum Teresy Baranowskiej (pocz. XX w.)

    Bolesław, 1919 r. Autor nieznany.
    Helena (z lewej), lata 30. XX w. Autor nieznany

    Zdjęcie z archiwum Antoniego Juliana Maja (lata 20. XX w.)

    Franio i Jasia. Lata 20. XX w. Autor nieznany.

    Zdjęcia z archiwum Eugeniusza Staszczaka (lata 20. i 30. XX w.)

    Krystyna, 1929 r. Autor nieznany.
    Dziewczynki z Motycza Starej Wsi. Lata 30. XX w. Autor nieznany.
    Julcia i Staś z dziadkiem Antonim Malikiem, ok. 1932. Autor nieznany
    Stefan, 1930 r. Autor nieznany.

    Zdjęcie z archiwum Teresy Krasowskiej (lata 40. XX w.)

    Dziewczynki przed szkołą w Motyczu. Lata 40. XX w. (autor nieznany).

    Zdjęcia z archiwum Stanisława Tomasika (lata 40. XX w.)

    Aleksander i Stanisława, 1944 r. Autor nieznany.
    Z prawej Aleksander. Lata 40. XX w. Autor nieznany.
    Henryk. Lata 40. XX w. Autor nieznany.

    Zdjęcia z archiwum Janusza Kusia (lata 40. i 50 XX w.)

    Zofia i Henryk, lata 40. XX w. Autor nieznany.
    Zabawa na saniach do wożenia pługa. Lata 40. XX w. Autor nieznany.
    Popularny motocykl SHL. Lata 50. XX w.

    Zdjęcia z archiwum Hanny Zalewskiej (1955)

    Grażyna i Kazia, 1955. Autor nieznany.

    Wnętrze typowej izby w chałupie chłopskiej. Fotografia wykonana w Motyczu (lata 30. XX w.)

    Szanowni Państwo, oto w motyckiej strefie regionalisty pojawia się pierwsza fotografia. W zbiorach rodzinnych odnalazła ją Pani Dr Anna Obara i opatrzyła następującym podpisem: 

    Wnętrze typowej izby w chałupie chłopskiej. Fotografia wykonana w Motyczu, 6.01.1936 r. Autor nieznany.  

    Być może w Państwa zbiorach pamiątek, w archiwach rodzinnych znajdują się fotografie ilustrujące życie naszych przodków w przeszłości. Często postaci i okoliczności na nich przedstawione są trudne do identyfikacji. Liczyć jednak można na to, że zbiorowa pamięć przywróci tym pożółkłym zdjęciom ich  właściwą tożsamość.

    Nieistniejący dom rodzinny Stanisława Gołka z Motycza Starej Wsi z 1890 r. Zdjęcie z 25.03.1994r. wykonała Anna Niedziałek

    Zdjęcie wnętrza chałupy chłopskiej z lat 40. XX w. ze zbiorów Pani Jadwigi Prażmo

    Wnętrze chałupy chłopskiej, prawdopodobnie lata 40. XX w. Autor nieznany.

    Choinka – zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek

    Choinka, lata 50. XX w. Autor nieznany.

    Mieszkańcy Motycza

    Marianna Misztal, Marianna Jakubczak z małym synkiem Aleksandrem, 1914. Autor nieznany. Zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek.
    Mieszkańcy Motycza. Z prawej Zofia i Jan Maj, 1917 r. Autor nieznany. Zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek.
    W środku mężczyzna o nazwisku Gołek, z prawej Marianna Misztal, lata 20. XX w. Autor nieznany. Zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek.
    Ewa i Mateusz Malik oraz Katarzyna Jakubczak, 1920 r. Autor nieznany. Zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek.
    Katarzyna Zawada i Ludwika Zawiślak, lata 20. XX w. Autor nieznany. Zdjęcie ze zbiorów Pani Anny Niedziałek.
    Zdjęcie przedstawia Józefę i Antoniego Majów z córką Lucyną, 1940 r.
    Autor nieznany. Fotografia pochodzi ze zbiorów Pani Grażyny Smyk.

    Gorąco prosimy o kontakt i przesyłanie podobnych pamiątek!

    Wspomnienia, albumy rodzinne​

    Gospodarka – firmy i przedsiębiorstwa

    Życie codzienne i praca

    Zdjęcia ze zbiorów Eugeniusza Staszczaka

    Zdjęcie przed plebanią w Motyczu, 1936r. Autor nieznany.
    Żniwa. lata 60. XX w. Autor nieznany.

    Zdjęcia ze zbiorów Jolanty Staszak

    Komórka (tzw. poddach) bardzo charakterystyczna dla lat 50.XX wieku. Ludzie zbierali różne stare rzeczy, które mogły się przydać. Autor nieznany.
    Zbieranie ziemniaków na polu u Stanisława Wilczka niedaleko PGR, lata 50. XX wieku. Autor nieznany (widać tu wóz żelaźniak, wozy na gumowych kołach zaczęły się pojawiać w Motyczu w latach 60. XX wieku).

    Zdjęcia ze zbiorów Krzysztofa Tomasika

    Żniwa, 7.08.1944 r. Autor nieznany.
    Żniwa, lata 50. XX wieku. Autor nieznany.
    Wykopki, lata 50. XX wieku. Autor nieznany.
    Wykopki, lata 50. XX wieku. Autor nieznany.

    Zdjęcia ze zbiorów Anny Niedziałek

    Na podwórku w Motyczu, 1959. Autor nieznany.
    Ciągnięcie wody ze studni, ok. 1960 r. Autor nieznany.
    Kopanie ziemniaków, 1963 r. Autor nieznany.

    Zdjęcie ze zbiorów Grażyny Smyk, lata 60. XX w.

    Grabiarka konna, lata 60. XX w. Autor nieznany.

    Dawno temu, gdy ludzie żęli sierpem, to każdy kłos był zbierany z pola ręcznie. Później, przy koszeniu kosą czy żniwiarką, kłosy były porozrzucane po ściernisku. Nie można było tak zostawić pełnych kłosów, bo to był chleb, czyli dar od Boga. Po uprzątnięciu z pola snopów ze zbożem trzeba było zagrabić ścierniska. Do tego celu służyły grabie mające ok. 1,50 m szerokości, gdzie człowiek wchodził do środka pałąka i ciągnął je po polu, od czasu do czasu opróżniając zęby grabi, na których zbierały się tzw. zgraby.  Po omłóceniu ziarno ze zgrabów  wykorzystywano na śrutę dla zwierząt. Dużym ułatwieniem w grabieniu ścierniska była grabiarka konna, gdzie koń ciągnął duże grabie, a człowiek tylko obserwował cały proces i dokonywał opróżniania grabi. Kiedyś ludzie odnosili się z dużym szacunkiem do obsianego pola. Nikt nie odważył się jeździć, czy chodzić po obsianych zagonach. Chodzić można było tylko po miedzach pomiędzy polami.

    Tekst: Anna Niedziałek


    Folklor​ i obyczaje

    Wielkanoc w Motyczu

    Grób Pański z 2018 r. Fot. A. Niedziałek.

    Dzieciństwo między wojnami

    (fragment książki Czesława Maja „Ścieżką przez Motycz”)

    Wielkanoc poprzedzał 40 dniowy Post. Dawniej w poście ludzie bardzo surowo pościli, nie jedli mięsa, żadnego tłuszczu zwierzęcego i nawet wyparzali garnki, żeby jakaś drobina tłuszczu na ściankach nie została. Przed świętami Mama piekła placki w piecu chlebowym, a zapachy rozchodziły się po całym domu. Zawsze na święta Rodzice kupowali 2 kg kiełbasy wiejskiej u pana Świtka, trochę cukru i słoniny. Jajka były swoje i w święta najlepiej smakowały.

    Jak miałem 5 lat poszedłem do kościoła w Wielką Sobotę z Babcią na święcenie pokarmów. Babcia niosła duży wiklinowy koszyk pełen różnych pokarmów, które miały być poświęcone. Do koszyka Babcia włożyła baranka z cukru, cały chleb, pęto kiełbasy, kilka jajek, garnek skorupiany masła, ser, sól, chrzan, pół pieroga z marchwi i pół pieroga kapuściaka. Święconego pokarmu miało wystarczyć na śniadanie wielkanocne.

    Przed dzwonnicą paliło się duże ognisko z tarniny, które przegarniał kościelny długą tyczką.

    Po poświęceniu ognia przez księdza ludzie rzucili się, żeby nabrać węgli do naczyń na wodę święconą. Każdy chciał złapać pierwszy, aby mu się wiodło w domu przez następny rok.

    W kościele panował niesamowity tłok, bo święcenie pokarmów było na jednej mszy i z każdej rodziny ktoś był z koszykiem do święcenia.

    Modlitwy trwały długo, było gorąco i duszno, aż tu nagle zaczęły się jakieś krzyki i piski w kościele.

    Okazało się, że to podczas święcenia wody, każdy chciał nabrać poświęconej wody jako pierwszy. Ludzie wierzyli, że ten kto pierwszy zaczerpnie święconej wody, to szczęście nie opuści go przez cały rok. Nie wolno było podzielić się wodą święconą z drugą osobą, bo to oznaczało zabranie szczęścia.

    Ludzie wpychali się do balii z wodą, która stała na kościele, tłukły się szklane butelki na wodę, a ludzie pokrwawieni szkłem krzyczeli. W tym samym czasie chór śpiewał Litanię do Wszystkich Świętych.

    Nie bardzo rozumiałem co się dzieje, ale Babcia uspokoiła mnie, że tak jest zawsze. Później ksiądz poświęcił pokarmy. Siedząca w ławce kobieta powiedziała do Babci:

    • Zdaje mi się kumo, że nie doleciało do naszych koszyków.

    Babcia pokiwała głową, że faktycznie jej święcenie będzie też nieważne.

    Postanowiły pójść do księdza „do poprawki”. Po skończonej mszy poszliśmy do zakrystii i kobiety poprosiły księdza, żeby jeszcze raz pokropił . Ksiądz zmoczył kropidło i obficie poświęcił oba koszyki. Popatrzyłem, że woda przeciekła przez koszyki. Kobiety były zadowolone, że święcenie odbyło się po ich myśli.

    W Wielką Niedzielę , po rezurekcji, wszyscy prędko lecieli do domu, bo było powiedzenie, że ten kto pierwszy wróci z rezurekcji do domu, to się pierwszy obrobi w polu w tym roku.

    Najciekawiej podczas Wielkanocy było w Wielki Poniedziałek podczas lejusa. Wszyscy oblewali się wodą , chłopcy ganiali dziewczyny po podwórkach .W całej wsi panowała wrzawa i krzyki .

    Czasem którąś pannę wrzucono do stawu lub do rzeki.

    Święcenie pokarmów w 2016 r. Fot. A. Niedziałek.

    Wspomnienia babci, 1960 r.

    (fragment książki Czesława Maja „Ścieżką przez Motycz”)

    Wielka Niedziela, 2018 r. Fot. A. Niedziałek.

    Środa popielcowa kładła kres wszystkim zabawom. Zwykle o godz.8.00 rano odprawiała się msza święta, którą poprzedza poświęcenie popiołu i posypanie głów wiernym. Przy tej czynności celebrans wypowiada słowa”Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, a wierni śpiewają pieśń

    „Krzyżu święty”. W poście co piątek po południu odbywały się w kościele stacje Męki Pańskiej.

    Zbierało się zawsze dużo dzieci i młodzieży. Wszyscy obchodzili kolejne stacje Drogi Krzyżowej, zatrzymując się przy każdej.

    W niedziele w poście odprawiały się „Gorzkie żale”. Są to rzewne melodie, które tchną prostotą i żalem nad cierpiącym Panem Jezusem. Był również zwyczaj śpiewania po domach pieśni postnych i „Gorzkich żalów”. Babcia i Mama śpiewały, a ja siedziałem zasłuchany i pytałem dlaczego Żydzi krzyżowali Pana Jezusa. Babcia tłumaczyła mi to po swojemu. W mojej dziecięcej główce nie mogło się to pomieścić. Czasem prosiłem Babcię , aby opowiadała mi jak to dawniej bywało .

    Wtedy babcia opowiadała mi jak to podczas ostrych zim przychodziły wilki do wsi pod same chaty i zaglądały do okien. Czasem napadały nawet na ludzi. Obory były tak zimne, że ludzie przyprowadzali krowy z cielętami do chałup. Słomę ludzie przynosili wieczorami do chat i na drewnianych skrzynkach rżnęli po całych nocach sieczkę. Chłop na wsi był ciemny i nie raz głodował, ale był swobodny. Mój Dziadek Wawrzyniec Maj z 30 morgów pola płacił podatek na rok za 100 kg żyta i nic więcej go nie obchodziło.

    Czasem gdy luty dawał się we znaki z mrozem, to ludzie wróżyli na 24 lutego „Święty Maciej zimę traci, albo ja bogaci”, albo „Luty stały, latem upały”.

    Tak wychodziło w praktyce, że zima deszczowa wróżyła złe urodzaje.

    W marcu też było przysłowie „Marzec zielony, niedobre plony”, albo „Kiedy w marcu deszczu wiele, nieurodzaj pola ściele”.

    Już po połowie marca były wróżby na świętego Józefa 19 marca „Na św. Józwa, na polu bruzda”

    Było też przysłowie: „Św. Józef pogodny, będzie roczek urodny”.Na św. Józefa gospodynie chodziły na odpust do Lublina do Karmelitów. Czasem bywały wczesne wiosny, że podróż odbywała się pieszo.

    Zwykle z nastaniem wiosny przychodziły Święta Wielkanocne, które poprzedzała Niedziela Palmowa. W ten dzień zbierało się z palmami dużo ludzi w kościele. Przed sumą odbywało się poświęcenie palm, a potem wychodziła procesja wkoło kościoła ze śpiewem postnej pieśni „Krzyżu święty”. Ksiądz zatrzymywał się przed zamkniętymi drzwiami kościoła i śpiewał psalm łaciński, a chór mu odpowiadał.

    Po czym stukał trzy razy krzyżem w drzwi. Po otwarciu drzwi był zawsze wielki tłok.

    Był zabobon, że kto wejdzie do kościoła pierwszy za księdzem, to będzie miał cały rok wielkie szczęście. Po wejściu do kościoła na środku odbywało się adorowanie krzyża.

    Później poświęcone palmy stawiane były w okna w czasie burz i grzmotów.

    Zwykle przed Świętami Godnimi i przed Wielkanocą odbywało się po chatach pranie bielizny i bielenie ścian. Z mieszkań było wszystko wynoszone, a grackami obdzierano ściany ze statrego wapna i bielono nowym. Co do prania, to zwykle szmat zbierało się dużo, przeważnie lnianych, które były moczone w balii i szaflikach. Później pranie odbywało się na rzece , na kładce. Mimo siarczystego mrozu praczki klękały gołymi kolanami na desce i prały kijankami do taktu całymi godzinami. Z kijanek leciała szklista kasza z lodu. Następnie szmaty były gotowane w drewnianym naczyniu tak zwanym zolniku, albo tryfusie. Bielizna była układana na dno i zalewana gorącą wodą, a z wierzchu była zaścielana lniana płachta i nasypane było drzewnego popiołu, a w popiół kładzione rozpalone kamienie. W spodzie tryfusa był otworek przez który ściekała zużyta woda do podstawionego szaflika. Jeśli był w czasie prania duży mróz to wtedy gospodynie się cieszyły, bo szmaty na mrozie pięknie wymarzały. Były białe i pachnące. W zimie zwykle przed świętami Mama suszyła w piecu proso, które później było tłuczone w tak zw. Stępie.

    U Marciniaka Antoniego była stępa nożna. W klocu drzewa była wydrążona próżnia, a do belki ustawionej na dźwigni był przytwierdzony ociosany kloc drzewa, który po podniesieniu nogami spadał prosto w otwór wydrążonego pnia, gdzie było wsypane proso. Zanim kasza była gotowa, trzeba było kilka razy wyjmować ja i wysiewać na sicie. Kiedy nastały młynki do kaszy: ręczne

    i elektryczne, to jeszcze niektórzy obtłukiwali kaszę na ręcznych stępach, bo kasza była o wiele smaczniejsza.

    Motyckie wesela w latach 1900-1970

    Zdjęcie odświętne Bartłomieja i Marianny Misztalów z archiwum domowego Pana Dariusza Segita (ok. 1908 r.)

    Na zdjęciu odświętnym znajdują się Bartłomiej Misztal (1879-1953) i Marianna Misztal z domu również Misztal (1890-1925) ze wsi Motycz. Para wzięła ślub 11 lutego 1908 r. w kościele parafialnym w Konopnicy, Marianna zmarła zaś przedwcześnie 25 października 1925 r. Zdjęcie musi więc pochodzić z tego okresu. Obydwoje są pochowani na Cmentarzu Parafialnym w Motyczu.

    Bartłomiej i Marianna Misztalowie, ok. 1908. Autor nieznany.

    Zdjęcie ślubne z archiwum domowego Pani Teresy Baranowskiej (1910 -1919)

    Zdjęcie ślubne, 1910. Pierwszy z lewej Jan Misztal. Autor nieznany.
    Józefa i Piotr Piwowarscy, 1916 r. Autor nieznany.
    Maria i Piotr Dudowie, 1919 r. Autor nieznany.

    Zdjęcie ślubne z archiwum domowego Pana Andrzeja Pajurka (1918 r.)

    Agata i Stanisław Stępniowie. 1918 r. Autor nieznany.

    Zdjęcie ślubne Agaty i Stanisława Stepniów z 1918 r. Autor nie jest znany. Zdjęcie przekazał Andrzej Pajurek. Na fotografii widzimy starszego drużbę ( pierwszy z prawej), który trzyma rózgę weselną.

    Zdjęcia ślubne z archiwum domowego Pana Antoniego Juliana Maja (1919 r.)

    Zdjęcia przekazał Pan Antoni Julian Maj, ich autorzy nie są znani. Fotografia Marii i Michała Majów jest niezwykle cenna, gdyż pan młody ubrany jest w sukmanę. Zdjęcia ze ślubu Jana Żelazo są z kolei unikatowe, bo wykonano je w plenerze, gdzie w tamtych czasach na wsi nikt nie posiadał aparatu fotograficznego.

    Ślub Jana Żelazo, 1919 r. Autor nieznany.
    Drużyna młodzieży na ślubie Jana Żelazo, 1919 r. Autor nieznany.
    Wyjazd do ślubu Jana Żelazo, 1919 r. Autor nieznany.
    Ślub Marii i Michała Majów, 1919 r. Autor nieznany.

    „Kiedyś na wsi nikt nie miał aparatu fotograficznego i dlatego zdjęcia robiono tylko w zakładach fotograficznych. Ludzie wyciągali z kufra najlepsze odświętne ubrania i szli piechotą do miasta, do fotografa. Na starych zdjęciach wszyscy stoją lub siedzą wyprostowani przy ozdobnym stoliku z kręconą nóżką, z tajemniczym uśmiechem, trzymają w rękach różne rekwizyty, które dawał fotograf np. batystowe chustki czy kwiaty. Czasem można było zrobić zdjęcie podczas odpustu. Wówczas przyjeżdżał fotograf, zakładał na drążku ozdobny kilim z widokiem pięknego ogrodu i na tym tle można było się sfotografować.  Często na takich zdjęciach widać mocno zakurzone buty…”
        


     Anna Kistelska – Fragment wstępu do książki Czesława Maja „Ścieżką przez Motycz”.

    Dawne wesela w Motyczu. Fotografie z lat 20. i 30 XX w.

    Kiedyś państwo młodzi wraz z gośćmi jechali do ślubu końmi. Po ceremonii ślubnej wesela odbywały się u panny młodej na podwórku pod gołym niebem, w stodole lub namiotach z plandek. Miejsce wesela strojono brzózkami i bibułą.

    Wiejskie kapele na harmonii, bębenkach, skrzypcach i klarnetach wygrywały do tańca polki i oberki, a na drugi dzień wesela witały gości pięknymi marszami weselnymi. Tańczono na trawie lub na prowizorycznej podłodze. W zimie organizowano wesela w domach. Wynoszono wtedy wszystkie meble, a w ich miejsce ustawiano stoły i ławki weselne.

    Często poczęstunek odbywał się w domu panny młodej, a tańce w domu sąsiadów (tzw. odstęp). Wędliny, ciasta i inne dania weselne przygotowywała wynajęta wiejska kucharka. Wszystko robiono w domu, przy pomocy rodziny i sąsiadów. Takie przygotowania odbywały się tydzień przed weselem, a sprzątanie kończyło się tydzień po weselu.

    Samo wesele trwało najczęściej 2 dni oraz poprawiny na 3-ci dzień. Obowiązkowo podczas wesela kilku gości weselnych, najczęściej mężczyzn, przebierało się w damskie stroje, twarze smarowało sadzą, malowało czerwoną szminką i zbierało „na kucharkę”, śpiewając:

    „Nasza kuchareczka, tak się usmoliła, trzeba dać jej na mydełko, żeby się umyła…”.

    Aleksander Masztalerz z żoną w 1925 r. Autor nieznany.

    Każdy gość na weselu musiał wrzucić do czapki pieniążek, bo inaczej był narażony na całowanie i przytulanie brudnych przebierańców. Innym przerywnikiem wesela był podział majątku dla nowożeńców, gdzie przyjeżdżali przebrani geodeci „z urzędu” i wymyślali różne sposoby zwiększenia majątku dla panny młodej lub pana młodego np. próbowano piłować dach na stodole, by jak największą część przydzielić w tym dniu młodym lub zahaczano o pole sąsiada, który kategorycznie się temu sprzeciwiał. Wszystko odbywało się w atmosferze żartów i śmiechów. Wesela trwały do białego rana.

    Józefa i Jan Rozwadowscy w 1934 r. Autor nieznany.

    Autorką Tekstu jest Pani Anna Niedziałek. Wszystkie wykorzystane zdjęcia również pochodzą z archiwum domowego Pani Anny Niedziałek.

    Zdjęcia ślubne mieszkańców wsi Motycz z prywatnej kolekcji Pana Eugeniusza Staszczaka (lata 20 i 30. XX w.).

    Franciszka i Józef Malik, 1925.
    Autor nieznany.

    Lata 40. i 50 XX w.

    Zdjęcie Druhny i drużbowie , lata 40. i 50.XX wieku. Kiedyś młodzież ustawiała się w parach przed kościołem i oczekiwała na Państwa Młodych.Następnie Państwo Młodzi przechodzili przez szpaler młodzieży i wchodzili do kościoła. Młodzież stała w kościele w dwóch rzędach podczas całej ceremonii ślubnej.Pierwszą parę tworzyli: starsza druhna i starszy drużba. Na zdjęciu widać brak zimowych butów.

    Tekst i udostępnienie zdjęć – Anna Niedziałek.

    Druhny i drużbowie z Motycza. Autor nieznany.
    Wesele Michaliny Maj z Czesławem Putowskim. 10.06.1942. Autor nieznany.
    Wesele Michaliny Maj z Czesławem Putowskim. 10.06.1942. Autor nieznany.
    Weronika i Józef Żarnowscy przed plebanią w Motyczu. 20.06.1944.
    Autor nieznany.
    Weronika i Józef Żarnowscy przed kościołem w Motyczu. 20.06.1944. Autor nieznany.
    Wesele w Motyczu. Lata 50. XX w. Autor nieznany.
    Wesele Stanisławy Madej i Stanisława Opoczyńskiego. 1955. Autor nieznany.

    Zdjęcia z lat 40 i 50. XX w. z archiwum domowego Pani Teresy Krasowskiej

    Wesele w Motyczu, 1952 r. Autor nieznany.
    Stanisława i Stanisław Szponarowiczowie, 1948 r. Autor nieznany.
    Julia i Stanisław Skałeccy, 1952 r. Autor nieznany.
    Stanisława i Stanisław Opoczyńscy, 1955 r. Autor nieznany.
    Julia i Stanisław Skałeccy z rodziną, 1952 r. Autor nieznany.

    Zdjęcia ślubne z archiwum Pani Hanny Misztal (lata 50. XX w.)

    Prezentowane zdjęcia pochodzą z wesela Franciszki i Aleksandra Misztalów, które odbyło się w 1956 r. Wszystkie pochodzą ze zbiorów Hanny Misztal, autor nieznany.

    Zdjęcia ślubne z archiwum domowego Pana Stanisława Tomasika (lata 50. i 60. XX w.)

    Ślub Marii i Aleksandra Tomasików, 1959 r. Autor nieznany.
    Ślub Marii i Aleksandra Tomasików, 1959 r. Autor nieznany.
    Wesele w stodole. Lata 60. XX w. Autor nieznany.


    Przed weselem starsza druhna przyczepiała kolorowe kokardki mężczyznom. Kawalerom przyczepiała wstążeczki z lewej strony, natomiast żonatym przypinała z prawej strony, co widać u starszego drużby, który zawsze musiał być kawalerem, a starostą  obowiązkowo był żonaty mężczyzna. Zdjęcia udostępniła Agnieszka Mirosław, wykonano je w 1968r., autor nieznany.

    Zdjęcia z lat 50. i 60. z archiwum domowego

    Pani Agnieszki Mirosław

    Wesele na podwórku. Lata 50. XX w. Autor nieznany.
    Tańce na podwórku, lata 50. XX w. Autor nieznany.
    Julia i Wacław Staszczak, 1952 r. Autor nieznany.
    Goście weselni, 1968 r. Autor nieznany.

    Zdjęcia weselne z archiwum domowego Pani Jolanty Staszak

    (lata 50. i 60. XX w.)

    Ślub Lidii i Aleksandra Obarów, 1960 r.(przed starym kościołem w Motyczu). Autor nieznany.
    Kapela weselna przed domem Panny Młodej, 1956 r. Autor nieznany.
    Męska narada przed ślubem Marii i Ryszarda Rosińskich, 1956 r. ( w środku Pan Młody w mundurze). Autor nieznany.

    Motyckie wesela w latach 70. XX w.

    Zbieranie na kucharkę na weselu u Heleny Rozdoba z Motycza Starej Wsi, czerwiec 1970r. Zdjęcie pochodzi z archiwum domowego Pani Anny Niedziałek. Autor nieznany.

    Ignanio

    U nas dawno w sąsiedniej wsi był muzykant co grywał na skrzypcach. Nazywał się Ignac Chęć, ale że był mały i grubiutki, z rudymi włosami, to go ludzie przezwali Ignanio.

    Ignanio grał tak pięknie na okolicę, że muzykanci najmowali go do siebie na wesela.

    Na weselach robił jakieś niesamowite żarciki, że wszyscy orzekli , że jest w zmowie ze złym i się go bali. Raz u nas grał we wsi na weselu jak się żenił Józiek Zająców z Marynią Lenartową.

    Przyjechali muzykanci przed ślubem na weselny dom. Zagrali marsza, a potem jeszcze kilka kawałków. Ale nikt się nie spieszył z poczęstunkiem. Dawniej muzykanci grali od domu do samego kościoła, jadąc na wozie. Wreszcie wszyscy zaczęli się szykować do ślubu. Starosta podjechał pod ganek, a państwo młodzi pośratali się ze wszystkimi i zaczęli wsiadać na wóz.

    Baby śpiewały:

    „Siadajże na wóz moje kochanie

    Nie pomoże ci płacz, narzekanie

    Żaden płacz ci nie pomoże

    Stoją koniki na dworze

    Pozakładane, pozakładane”

    Po odegraniu marsza pożegnalnego Ignanio szepnął do kulawego Michała, co to był bębenistą:

    – Zobaczysz Michciu jak oni pojadą. Pojadą, ale na pośladku z góry.

    Ledwie starosta trącił konie batem, a te zamiast do przodu zaczęły strącać, chrapać i stawać chopka.

    Nic nie pomogło ani bicie, ani proszenie. Nie chciały ruszyć ani pół kroku do przodu.

    Wreszcie starosta odwołał pana młodego i mówi:

    – Wiesz Józek, to mi się widzi, że jest to sprawka Ignania, bo nie dałeś poczęstunku. Trzeba ich zawołać do komory i ugościć.

    Dali muzykantom po pół kwaterki wódki i po sporym kawałku kiełbasy, a wreszcie pan młody zaczął prosić, aby coś skrzypek odczynił. Ignanio kazał wszystkim siadać na fury, a sam podszedł

    do wozu państwa młodych i stuknął trzy razy w koniec dyszla smykiem. Jak konie skoczyły i poszły do przodu, to do samego kościoła ludzie trzymali się za drabinki, żeby z półkoszków nie powylatać, a z koni piana leciała kawałkami. Od ślubu była taka sama jazda.

    Po ślubie trochę muzykanci pograli u młodej, gdzie był poczęstunek dla gości. Starosta śpiewał:

    – „Oj pijta chłopy wódkę,

    Oj pokąsajta chleba,

    Jak poumirata

    Pójdzieta do nieba”.

    Następnie wszyscy przeszli na odstęp do sąsiada i tam zaczęło się prawdziwe wesele.

    Muzykanci grali i wszyscy tańczyli.

    Po jakimś czasie Chęć położył skrzypki na łóżku i powiedział:

    – Nie wolno nikomu tego ruszać, ja idę do Żyda po machorkę.

    Na weselu był za drużbę Jakubiaków Jasiek. Był to chłopak ciustry i też umiał grać na skrzypcach. W pewnej chwili powiedział:

    – Co tam stary wie.

    Wziął skrzypce i zagrał starodawnego podróżniaka. I wreszcie położył je na swoim miejscu.

    Ale powiedział, że jak wodził smykiem to skrzypki same śpiewały.

    Wrócił Ignanio i powiada:

    – No kogoś łapy swędziały i grał na moich skrzypcach, a ja nie kazałem. Dobrze , pożałuje tego. Ja nie mogę na nich grać i muszę zrobić jedną rzecz.

    Wyszedł na podwórko i cisnął skrzypce przez chałupę, przez dach i powiada do małych chłopaków:

    – Lećta i przynieśta moje skrzypki. One tam stoją.

    Rzeczywiście stały zadziobane szyjką w ziemi. Teraz powiada:

    – Będzie się grać.

    Za parę dni Jasiek Jakubiaków poczuł, że ręce od palców do łokci zaczęły go okropnie swędzić.

    Kiedy drapał to zaczęło się ciało sprzeciwiać, a za jakieś dwa tygodnie ciało odlatywało od kości.

    Co ten chłopak ucierpiał to jedynie Pan Bóg wiedział. Nie spał po całych nocach tylko przykładał różne rzeczy, co kto mu doradził, a tu nic nie pomagało.

    A z któregoś dnia przyszedł do wsi taki dziadek owczarz, który umiał leczyć ziołami, spalał różę, potrafił zdjąć kołton, bydło kadził i wylewał wosk. Za wielką prośbą przyszedł do Jakubiaków. Popatrzył na Józka i powiedział:

    – Już wiem czyja to sprawka, ale jednej rzeczy Ignanio ci nie zadał to może się uda ci pomóc.

    Najpierw coś zamówił, zażegnał i kazał nabrać wody z 9 stoków, ale przed wschodem słońca i żeby się z nikim nie spotkać , a później na lnianym płótnie okładać rany.

    Po tych likach za jakieś dwa tygodnie ręce zaczęły się trochę goić, a gdzieś po miesiącu strupy zabliźniły się i ciało zaczęło porastać.

    Wreszcie po latach przyszła na Ignania Chęcia choroba. Leżał bezwładny i strasznie jęczał, bo wyglądał śmierci. Ktoś doradził i wnuk przywiózł grubą świecę z kościoła i dopiero wtedy ścipnął.

    Była to noc i tylko w kominie coś zaświstało. Widać zły przyszedł po duszę…

    1. Pośratać się – pożegnać się

    2. Ciustry – charakterny

    3. Z 9 stoków – z 9 źródeł

    4. Gruba świeca – Paschał

    5. Ścipnął – zmarł

    Czesław Maj z Motycza

    Miejsca pamięci